Marcin to Stary Człowiek

29 1 15
                                    

(Perspektywa Marcina)

Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze rok temu, że dogadam się z Karolem, będę opiekował się małym wilkołakiem i jeszcze pracował u jubilera, to bym chyba się popłakał, z braku zrozumienia, o co tej osobie chodzi.

Był już maj i za kilka tygodni, miał minąć rok, odkąd Karol mnie odnalazł, odkąd wspólnie zaczęliśmy mieszkać... cały rok z nim... wręcz nie mogłem uwierzyć, jak wiele się wydarzyło przez ten jeden rok, więcej niż kiedy siedziałem w formie rewolweru. Poznałem tyle osób, zobaczyłem tyle miejsc, nauczyłem się tylu rzeczy... aż wątpiłem w to, gdy rano obudziłem się.

Leżałem w łóżku, patrząc na zegar, który wisiał na ścianie- pokazywał on czwartą nad ranem... około szóstej, miałem być w moim nowym miejscu pracy, na pierwszym dniu... aż sam nie wierzyłem w to, rozmyślając nad tym... to był chyba najbardziej szalony rok mojego życia... raczej pozytywnie szalony... mimo wielu, mało przyjemnych wydarzeń, ostatecznie, moje życie stało się w miarę uporządkowane... miałem gdzie mieszkać, miałem przyjaciół, żyłem jakoś spokojnie... na pewno spokojniej niż wiele lat temu...

Aż dziwnym dla mnie było to, że byłem w stanie tak się ogarnąć... byłem w stanie jakkolwiek pozbierać się z tego, co stało się wydarzyło kiedyś... jakoś zrozumieć świat, po tylu latach w zamknięciu... jeszcze rok temu, wydawało mi się to niemożliwe. Sądziłem, iż ten nowy, nowoczesny świat jest dla mnie zbyt straszny, niezrozumiały, skomplikowany... a zdążyłem się zapoznać z nim dość dobrze.

Kilka minut leżenia przerodziło się w pół godziny i musiałem już wstać, jeśli chciałem zdążyć do pracy. Westchnąłem, powoli wstając... moje łóżko było strasznie wygodnie, miałem ochotę znowu zakopać się w pościeli i zasnąć... no ale, jak trzeba było, to wstałem, by jakoś się ogarnąć.

Gdy wyszedłem z pokoju, to nikogo nie zastałem w kuchni... nie dziwiło mnie to. W końcu, Karol zapewne niedawno wrócił ze swojej pracy i spał, a Kelly... robiła, co tam sobie robiła, jej sprawami się nie przejmowałem.

Zamiast tego, tamtego dnia mnie wzięło na porównywanie sobie wszystkiego. I nastawiłem sobie toster oraz ekspres do kawy, dziwiłem się, jak bardzo się wszystko rozwinęło, że mogłem mieć tak specjalistyczne maszyny w swoim mieszkaniu. Ledwo udało nam się zdobyć w mieszkaniu pralkę, lodówkę oraz odkurzacz, a i to szczęśliwie działało, bo mieszkaliśmy w Warszawie- włączając światła w kuchni, przypomniałem sobie jak mi tata opowiadała, że o tym dziwnym prądzie elektrycznym to nawet na wsi nie słyszano, czego świadkiem byłem, gdy na jedną Wielkanoc, byłem z rodzicami w rodzinnej wiosce taty. Zero prądu, zero urządzeń elektrycznych, nic. Już wtedy było to dla mnie dziwne, ale jakbym znowu miał tam wrócić, to pewnie byłoby to jeszcze dziwniejsze...!

Gdy tosty oraz kawa mi się robiły, wziąłem szybki prysznic, ponownie wpadając w nostalgię. Łazienki były już takie bardziej... czyste. Sterylne wręcz mi się czasami wydawały, w mieszkaniu moim, czy Stacy oraz Edgara. W starszym mieszkaniu, była wanna, co bardziej mi się kojarzyło z domem, ponieważ pamiętam w dzieciństwie też nie mieliśmy w domu wanny, czy prysznica. Dopiero potem, wujek i tata zainstalowali nam wannę... a tutaj, prysznic, mnóstwo opcji natrysków, cała masa płynów do kąpieli, po prostu klękajcie narody.

Też dziwiła mnie, w ogóle, Ameryka sama w sobie. Już pomijając tą pokrętną historię Nadnaturalnych tutaj, to Stany były dla mnie cudaczne. Nie było wielu pociągów, a zamiast tego było mnóstwo samochodów. Po co komu aż tyle samochodów? I to jeszcze takich wielkich, ludzie przewozili w nich hipopotamy, czy co? O ile takie osoby jak Edgar miały uzasadnienie, co do posiadanie wielkiego wozu, to raczej przeciętna osoba nie miała. I też jeden pociąg na całe wielkie miasto- dobrze, że większość rzeczy mieliśmy blisko, inaczej zapewne byśmy ciągle zadyszek dostawali...! Ten pociąg nie przejeżdżał nawet przez całe miasto, no kto to wymyślał...?!

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now