Akcja w Banku

42 6 7
                                    

(Perspektywa Kelly)

Dzień okradnięcia banku nadszedł dla mnie oraz Samuela. Mieliśmy wszystko gotowe- znaliśmy plan budynku, wiedzieliśmy, jak się dostać do środka, a także mieliśmy sposób na samo otworzenie sejfu, ze wszystkimi pieniędzmi w środku. Wystarczyło wtedy tylko wcielić nasz plan w życie, bez większych wpadek, czy też kłopotów. I tamtej nocy, zrobiliśmy to wreszcie, w nocy, po całym dniu słyszenia o dziwnych zjawiskach w lesie obok Seattle. Podobno mnóstwo drzew zostało rozwalonych i słychać było ryki. Zrzucono to na trzęsienie ziemi, jednak ja sądziłam, iż raczej było to coś magicznego. I tak też było, kiedy obejrzałam magiczne wiadomości, by dowiedzieć się, iż chodziło o wielkiego, magicznego potwora.

Ale, miałam wtedy ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się czymś takim.

Będąc pod postacią płomyka, wydostałam się z kosza na śmieci, w którym się ukrywałam- od kilku godzin siedziałam w jednym z biur, pod postacią płomyka. Z prędkością światła dotarłam, za pomocą kratki wentylacyjnej, do biura ochroniarza. Będąc za nim, zmieniłam się w człowieka i ogłuszyłam go, jak najmocniej mogłam, wykorzystując stary chwyt na "dotyk motyla"- odpowiednie uderzenie na szyj i koleś opadł na własny fotel. Upewniłam się, czy on jeszcze żyje, ponieważ nie chciałam zabić człowieka. To nie było w moim stylu. Odsunęłam go na bok, by następnie wyłączyć wszystkie kamery oraz większość zabezpieczeń. Nie potrzebowałam wszystkiego wyłączać. W trakcie tego, Samuel napisał do mnie, pytając się, ile to będzie trwać jeszcze.

Ja nie odpisałam, a szybko odeszłam stamtąd, by iść do łazienki dla pracowników. Tam właśnie puknęłam w kilka z płytek na podłodze, aby pod jedną usłyszeć pusty dźwięk. I to właśnie ją podważyłam i to nie sama, bo zaraz wraz ze mną ktoś zdejmował ją z dołu, aż nie mogłam go wyciągnąć z dziury w podłodze. Dzięki pożarowi Seattle wiele lat temu, jeszcze chyba zanim nawet ja się urodziłam, to pod całym miastem były spore, nieużywane piwnice, które idealnie nadają się do takich akcji. Dodatkowo, zostały przez większość ludzi zapomniane, co też było na plus.

— Cholera, nawet nie wiesz, ile tam kurzu się naniosło, odkąd ostatnim razem używaliśmy tego szajsu?— szepnął do mnie, kiedy pomogłam mu całkiem wyjść z piwnic. Brązowowłosy miał całe włosy w kurzu, podobnie ubranie i zakrył sobie nos, by nie kichnąć.— Bo chyba zbyt dawno...

— A dostałeś się tu? Dostałeś. To później ponarzekasz, mamy kasę do ukradnięcia.— odpowiedziałam mu cicho, chociaż nie było potrzeby- mimo to, oboje byliśmy ostrożni.

Po tym, ruszyliśmy w stronę sejfu, gdzie nasza zdobycz czekała. Co prawda, pierwotny plan zakładał coś innego, lecz postanowiliśmy go zmienić. Rozglądaliśmy się, czy nie ma tutaj jeszcze innego ochroniarza, ale żadnego nie było. Dotarliśmy pod sejf, który rzecz jasna był zamknięty, a żeby można było go otworzyć, potrzebny był specjalny kod. To nie stanowiło dla nas problemu. Sammy wyciągnął małą buteleczkę z argentoratorem* i przy pomocy małego pędzelka dokładnie pomazał przyciski, odsłaniając odpowiednie numery. I zaraz potem zaczął je próbować- potrzebował dwóch razy, aby udało mu się zgadnąć właściwy szyfr i zanim byśmy musieli zmienić plan, by przypadkiem alarm się nie uruchomił. Ja sama cały czas stałam za nim, uśmiechnięta od ucha do ucha, lekko kołysząc się w miejscu. Już miałam przed oczami wszystkie pieniądze, jakie tylko mogły być. Wszelkie miliony. I co mogłabym z nimi zrobić- zakupić sobie stadko owiec, tylko po to, aby pobawić się na nim w fryzjera, kupić sobie wycieczkę po Walii, ogrywać wszystkich w kasynie, kupić sobie specjalny sprzęt do kradzieży... chociaż nie, to ostatnie jest fajniejsze, kiedy kradnę domniemany sprzęt. Więcej emocji wtedy jest.

Jednak wreszcie, sejf zaczął się otwierać, a Sam odsunął się, kładąc dłonie na biodrach i uśmiechając się szelmowsko. Szybko jednak wyciągnął inną buteleczkę, aby zmyć ślady po argentonarze. A ja podeszłam do wejścia, oglądając z daleka hajs- chyba większość pieniędzy tego miasta ułożonych w idealne półki i zawinięta perfekcyjnie. Wilson dołączył do mnie, podziwiając nasz sukces.

Przygody CieniaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin