71

16 2 0
                                    

Pov Jungkook

- Czemu się obraziłeś? Przez to, że dbam o Twoje zdrowie?

- Nie obraziłem... - westchnął - Tęsknię za tym. 

- Jeszcze kilka dni, wytrzymaj proszę... A jak będziesz grzeczny to zajmę się Tobą ładnie...

- Dobra, przekonałeś mnie. Dziękuję za mandarynki.

- Nie ma za co. - zaśmiałem się cicho. Znam go doskonale i wiem jak go podejść. Pocałowałem go w policzek i przyglądałem mu się z uśmiechem, kiedy usłyszałem w kuchni swój telefon.

- Zaraz wracam. - poszedłem odebrać - Halo?

- Panie Min, sprawa jest dość poważna. - pani Wong nie brzmiała za dobrze

- Co się stało?

- Znaleziono Kim Taehyunga martwego. - serce zabiło mi szybciej.

- Jak to?! - udałem zaskoczenie. - On nie miał być w więzieniu?

- Okazało się, że nie stawił się do aresztu, a teraz jego i kilku innych, nieciekawych, mężczyzn znaleziono martwych. Obawiam się, że będziecie wzywani na świadków...

- Dlaczego?

- Bo go znaliście i łączyły was spory, ale proszę się nie martwić. Żaden z was nie jest podejrzany. - ulżyło mi

- Dobrze, proszę mnie informować na bieżąco...- pożegnaliśmy się i oparłem się o blat kuchenny, zawieszając głowę. Nie wiem czy jest się z czego cieszyć, Kim po śmierci też może ściągnąć na nas kłopoty.

- Co się stało? - poczułem dłoń męża na plecach.

- Nic takiego Kochanie...- uśmiechnąłem się lekko do Niego - Dzwoniła tylko pani Wong. Znaleźli Kima i resztę. - ściszyłem głos.

- Króliczku... - wziął moją twarz w dłonie. - Będzie dobrze. - zapewnił, ale chyba sam w to wątpił.

- Adwokatka też tak mówiła, ale możemy być wezwani na świadków, bo go znaliśmy. Musimy ustalić jedną wersje, żeby się nie mieszać podczas przesłuchania... - czułem jak zaczynają trząść mi się ręce

- Spokojnie... Co powiedziałeś policji gdy byli w szpitalu? - wziąłem głęboki oddech.

- Że porywacz wysłał mi adres i zażądał pieniędzy. I jak już pojechałem na miejsce, to byłeś na jakiejś polnej drodze, kawałek od opuszczonej farmy.

- Dobra. - widziałem jak się zastanawia. - To tak, porwali mnie spod twojej kawiarni. Nie wiedziałem co się dzieje, bo mi coś wstrzykiwali i brutalnie bili. Gdy znów zemdlałem, ocknąłem się przez jakiś huk i byłem uwolniony. Widziałem martwe ciała i wystraszony uciekłem i wtedy mnie znalazłeś. - powiedział poważnie. - Może być? - zapytał.

- Taak... I dla mnie ta wersja jest prawdziwa. Nie chce wiedzieć nic więcej, rozumiesz? - spojrzałem na Niego znacząco. Nie chce żeby mi opowiedział, jak zabił tych kolesi.

- Więcej nie wiem. - wzruszył ramionami i mnie pocałował. - Wszystko będzie dobrze.

- Yhym... - przytuliłem się do Niego. - Możesz znaleźć kogoś kto ulepszy nasze sygnety?

- Tak Króliczku. Załatwmy to jak najszybciej. - usiedliśmy na kanapie. Ciężko mi będzie nie martwić się o tą sprawę, ale to przecież my jesteśmy poszkodowani.

Yoongi wciągnął mnie na swoje kolana, tak, że siedziałem na Nim okrakiem.

- Nie forsuj się, wciąż pamiętam, że masz złamane żebro... - uśmiechnąłem się, pocałowałem go w głowe i zszedłem z Niego. Usiadłem na końcu kanapy i poklepałem kolana - Połóż się. - zrobił to od razu.

Friendship? Relationship? whatever but... Forever together!  |M.Y. & J.J. BTS|Where stories live. Discover now