Rozdział 61. Zły dzień Gideona Avery'ego.

6.1K 544 91
                                    

Z czego w szkole był znany Ślizgon uczący się w ostatniej klasie - Gideon Avery? Jedni powiedzieliby, że jego znakiem rozpoznawczym jest zawsze idealnie wyglądający strój inni zaś, że perfekcyjnie ułożone włosy. Niektórzy kojarzą go z pogardy dla osób z innych domów albo z zamiłowania do czystości krwi. Koniec stycznia dla nich  wszystkich  był zaskoczeniem.

Zaczęło się od Swojej Poczty w poniedziałkowy poranek. Wszystkie cztery stoły były zapełnione po brzegi, Wielką Salę wypełniał gwar rozmów. Jak każdego dnia o wyznaczonej porze w powietrzu rozległ się szum skrzydeł. Nie byłoby to dla nikogo zaskoczeniem gdyby nie to, że większość ptaków wylądowała przy stole uczniów domu węża, a dokładniej przed zaszokowanym Gideonem. Zaskoczony wzrok chłopaka wędrował po kopertach które zostawiały na jego talerzu sowy. 

Ślizgon rozejrzał się dookoła, większa część jego współdomowników zwróciła uwagę na tą dziwną sytuację, jednak ilość swój przylatujących w jedno miejsce zaczęła przyciągać wzrok coraz większej liczby uczniów. - Co to ma znaczyć? - mruknął cicho sięgając po pierwszą kopertę. W środku był mały kawałek pergaminu, na którym widniało tylko jedno słowo "Gideon" Chłopak zmarszczył brwi i zaczął otwierać pozostałe listy, jednak w każdej kopercie było to samo. Po jego minie widać było, że ta sytuacja go zdenerwowała. Machnął krótko różdżką, a skrawki pergaminów i koperty zniknęły ze stołu. 

- Coś się stało? - zapytał siedzący na przeciwko niego Regulus. Avery tylko pokręcił głową i wstał od stołu. Nie zwracając uwagi n a towarzyszące mu szepty, opuścił Wielką Salę. 

~*~

Pora obiadowa przyniosła kolejne zaskoczenie dla uczniów szkoły Magii i Czarodziejstwa, po raz kolejny tego dnia brał w tym udział uczeń Slytherinu Gideon. Nic nie zwiastowało, że coś zakłóci obiad. Początkowo wszystko przebiegało normalnie, uczniowie różnych klas pojawili się na długiej przerwie w Wielkiej Sali, aby zjeść posiłek. Mniej więcej w połowie nastąpiło poruszenie przy stole Ślizgonów, a to wszystko za sprawą Avery'ego. Chłopak nagle przerwał jedzenie i zerwał się ze swojego miejsca wskakując na środek stołu. Włosy miał rozczochrane, krawat przekrzywiony a oczy utkwił w swoim przyjacielu Regulusie. 

- Reg. - powiedział głośno zwracając na siebie uwagę wielu osób. - Mam już dość milczenia. 

- O co ci chodzi? - zdziwił się młodszy Black otwierając szeroko oczy. - Gideon? 

- Ja po prostu...- głos chłopaka się załamał. Padł na kolana nie zwracając uwagi na to, że jednym kolanem trafił w miskę z sałatką, która się przewróciła. - Jesteś miłością mojego życia, mam dość udawania że jest inaczej. 

Wielka Sala zamilkła. Każdy, nawet kadra pedagogiczna patrzyła w osłupieniu na tą scenę. Sam Regulus miał szeroko otwarte oczy i nie wiedział jak ma zareagować na słowa chłopaka. 

- Gideon... - wyjąkał Black. - Ja... przecież ty.. wolimy dziewczyny. 

Avery pokręcił głową i zszedł ze stołu stając obok Regulusa. 

- Czy to się liczy? - krzyknął wymachując rękami. - Tylko miłość jest ważna! 

Na sali powoli zaczęły rozbrzmiewać chichoty, które z każdą chwilą się nasilały aż wreszcie przerodziły się w głośny śmiech. Nawet wśród uczniów Domu Węża dało się dostrzec przejawy rozbawienia. Gideon rozejrzał się po sali i widząc jaką sensację wzbudził wycofał się kilka kroków i pobiegł do drzwi. - O Merlinie! - śmiała się Dorcas ocierając łzy. - Co to było?

Remus zaśmiał się cicho i oparł głowę na ramieniu dziewczyny. 

- Później wszystko ci opowiem. - powiedział do jej ucha. Brunetka odwróciła głowę w stronę blondyna i musnęła jego usta swoimi. Lily spojrzała na uśmiechniętego od ucha do ucha Pottera. 

- Czuję się winna. - mruknęła cicho. 

- Skarbie. - chłopak od razu przysunął się bliżej. - Myśl o tym w ten sposób, że daliśmy ludziom powód do śmiechu w takich czasach. - Evans przekręciła oczami.

- Na mnie to nie podziała. - odparła opierając policzek na dłoni.- Źle mi z tym, że ktoś ucierpiał.

Potter musnął ustami czoło dziewczyny, na co ta mimowolnie się uśmiechnęła. 

- Kocham Cię, za to że żałujesz każdego komu dzieje się krzywda. - wyszeptał. 

~*~

Nieco wcześniej

Gideon kierował się na obiad. Niemal udało mu się zapomnieć o incydencie z rana i teraz w dobrym humorze przemierzał zamkowe korytarze. Od Wielkiej Sali dzielił go tylko jeden zakręt, kiedy nie wiadomo skąd pojawił się czerwony błysk. Chłopak nie zdążył w żaden sposób zareagować i padł na ziemię nieprzytomny. 

- Mogłeś go złapać. - syknął Syriusz wychylając głowę z jednej z klas. Czarnowłosy szybko podszedł do nieprzytomnego Ślizgona i chwytając go pod pachami zaciągnął do pomieszczenia. W środku byli już Remus i Peter, a na ławce stała fiolka z gęstym zielonym eliksirem. 

- To co teraz? - zapytał Peter podchodząc do nieprzytomnego ślizgona. 

- Wlejemy mu do ust trochę eliksiru usypiającego. - wyjaśnił Lupin podchodząc do chłopaka i rozchylając mu usta. Wprawnym gestem wlał mu do gardła kilka kropel płynu. - Teraz nie obudzi się przez jakieś trzy godziny. 

- Dobra, Łapa jesteś gotowy? - wyszczerzył się do swojego najlepszego przyjaciela. Syriusz skrzywił się z obrzydzeniem i wyrwał kilka włosów z głowy śpiącego ślizgona. Wrzucił je do bulgoczącego wywaru, który nabrał smolistej konsystencji i fioletowej barwy. 

- On nie wygląda apetycznie. - szepnął cicho Peter do Rogacza, który zachichotał. Łapa rzucił im srogie spojrzenie. 

- Dlaczego to ja muszę to robić? - zapytał Black unosząc do góry fiolkę. Remus podszedł do niego, położył mu dłoń na ramieniu i wyjaśnił: 

- Bo to był twój pomysł i masz najlepsze zdolności aktorskie. Łapa jeszcze przez chwilę przyglądał się substancji, którą miał wypić.

 - Na zdrowie! - mruknął cicho i wlał zawartość fioli do gardła.


Niby wakacje, a nie mam czasu na pisanie :( 



Sekrety Huncwotów ( The secrets of the Marauders)Where stories live. Discover now