Rozdział 86. Życie musi toczyć się dalej.

5.6K 500 164
                                    

Lily wpatrywała się ze strachem w swojego narzeczonego. Mężczyzna przeczesał włosy dłonią i parsknął niekontrolowanym śmiechem.

 - Przepraszam. - powiedział po chwili, gdy już się uspokoił. - Zawsze chciałem to zrobić. 

Black również zachichotał przybijając przyjacielowi piątkę, natomiast Lily nie wydawała się być rozbawiona żartem. 

- Jesteś kretynem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy co poczułam kiedy cię wnieśli, a ty teraz sobie z tego żartujesz? 

- Kochanie... - zaczął okularnik, jednak Evans pokręciła głową. 

- Idę po Uzdrowiciela.  

James musiał zostać w szpitalu cały tydzień, zanim jego organizm odpowiednio się zregenerował. Kiedy wreszcie mógł opuścić sterylnie czystą salę ze zdwojonym zapałem wziął się do treningów. Czuł się gorszy od swoich kolegów przez to, że został ranny w pojedynku.

Obiecał sobie, że taka sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca. Przez jego ciągłą nieobecność w domu między nim a Lily zaczęły się kłótnie.

- Lily, muszę stać się lepszy, żeby sytuacja się nie powtórzyła. - starał się wyjaśnić narzeczonej.

- I dlatego spędzasz w Ministerstwie po 15 godzin? - oburzała się Lily. - Kiedy wracasz nawet nie rozmawiamy, bo od razu kładziesz się spać.

- Taką wybrałem drogę...

- Może ja po prostu jestem przeszkodą na tej drodze? - krzyknęła czując jak gorące łzy wypełniają jej oczy. - Jak mi się oświadczałeś wiedziałeś czego chcesz od życia, więc po co to robiłeś?

- Lily, proszę cię. - James nie wiedział co ma powiedzieć stojącej przed nim rudowłosej kobiecie. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że można kogoś tak bardzo kochać i czuł jak ogarnia go panika gdy słyszał wypowiadane przez nią słowa. Dziewczyna potrząsnęła tylko głową i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Dopiero kiedy zakładała na siebie ciemny płaszcz okularnik zrozumiał co chce zrobić. Od razu znalazł się przy jej boku i zabrał z dłoni szalik, który chciała założyć.

- Co robisz? - zapytał przyglądając się jej twarzy.

- Zostaw mnie. - mruknęła Lily starając się odzyskać swoja własność.

- Lily. - powiedział James stanowczo, a kiedy zobaczył że dziewczyna nie reaguje złapał ją za ramiona. - Hej! Zostaw ten cholerny szalik.

Dziewczyna podniosła na niego wzrok.

- Kocham cię. - wyszeptał. - Przepraszam, nie chciałem żebyś poczuła się zaniedbywana. Ja po prostu... Pogubiłem się. Ale bez ciebie pogubię się jeszcze bardziej.

Lily oparła się plecami o drzwi i spojrzała w oczy swojego narzeczonego. Potrafił zirytować ją jak nikt inny, czasem miała ochotę zacząć rzucać w niego talerzami ale za chwilę pragnęła się wtulić w jego szeroką klatkę piersiową i schować przed całym światem, bo tylko przy nim czuła się bezpiecznie.

- Jesteś idiotą. - wyszeptała przez łzy. - Ale nie mogę żyć bez ciebie.

~*~

Remus siedział w gabinecie Albusa Dumbledore'a czując jak robi mu się coraz bardziej zimno. Miał świadomość, że bycie w Zakonie Feniksa to nie będzie tylko zdobywanie nowych członków, poważniejsze misje były tylko kwestią czasu.

Nie sądził jednak, że dyrektor powierzy mu za zadanie zbratania się z Wilkołakami, żeby wybadać ilu z nich popiera Czarnego Pana.

Osoby cierpiące na likantrpię zazwyczaj nie żyją wśród normalnych ludzi, jak to było w przypadku Remusa. Ogromna część z nich wyzbyła się swojego człowieczeństwa i postanawia żyć w małych grupkach, które prowadzą koczowniczy tryb życia.

Sekrety Huncwotów ( The secrets of the Marauders)Where stories live. Discover now