Rozdział 77. Monotonia.

5.2K 503 40
                                    

Remus siedział w kuchni swojego rodzinnego domku. Tuż przed nim, na okrągłym stole leżała gazeta. Chłopak ze strapioną miną śledził wzrokiem treść ogłoszeń o pracę. Ministerstwo Magii odpadało, gdyż tam szybko rozeszłoby się, że trzy noce w miesiącu spędza jako dzika bestia. Nie mógł podjąć także wymarzonych kursów nauczycielskich, bo który rodzic byłby zachwycony gdyby ktoś taki uczył jego dziecko? Poczuł drobną dłoń matki na ramieniu. Kobieta uśmiechnęła się do niego czule. 

- Nadal nic. - powiedział w jej kierunku zamykając gazetę. Hope Lupin usiadła na wolnym krześle przy stole. 

- Rozmawiałam wczoraj ze swoją znajomą. - zaczęła kobieta. - Prowadzi księgarnię na pokątnej i szuka kogoś do pracy. Blondyn spojrzał na matkę z uniesionymi brwiami. - Powiedziałam jej, że szukasz jakiegoś zatrudnienia.

 - Mamo nie potrzebuję tego, żebyś załatwiała mi zajęcie. - jęknął Remus. 

- Wiem synku, masz się po prostu zgłosić na rozmowę. - oznajmiła Hope. - Obiecała, że wybierze najlepiej nadającą się osobę. 

Lunatyk pokręcił głową. Nie chciał mieć posady załatwianej przez mamę. Był w końcu osobą dorosłą i pragnął to udowodnić. Z drugiej strony praca w księgarni byłaby dla niego idealna. Czytanie to w końcu jego pasją, znał wszystkie nowinki książkowe i najlepszych autorów. 

- Pójdę. - zgodził się, na co Hope zareagowała szerokim uśmiechem. 

~*~

Nieco przestraszony Peter wszedł na zaplecze Dziurawego Kotła. Zaraz po skończeniu szkoły zaczął szukać jakiejkolwiek pracy, jednak niezbyt dobre wyniki egzaminów wykluczyły większość zawodów które chciał wykonywać. Dlatego postanowił zatrudnić się w barze i potem pomyśleć co zrobić dalej ze swoim życiem. Tom - właściciel Dziurawego Kotła nieco go przerażał. Ale reszta pracowników była całkiem miła i starała się mu pomagać jak nie radził sobie z powierzonym mu zadaniem. 

- Cześć Peter! - przywitał go znajomy głos kiedy znowu pojawił się na sali. Blondyn spojrzał na bar, przy którym siedzieli dwaj jego przyjaciele - Syriusz i James. 

- Cześć! - powiedział chłopak, któremu od razu poprawił się humor. - Co u was?

- Właśnie wracamy z kursów i postanowiliśmy wpaść i zobaczyć jak ci idzie. - odezwał się Łapa. 

- Jest całkiem fajnie. - rzekł Pettigrew wzruszając ramionami. - Cały czas poznaje nowych ludzi. 

- Kto wiem, może kiedyś otworzysz własną knajpę? - całkiem poważnie zapytał James. Glizdogon uśmiechnął się bo ten pomysł bardzo mu się spodobał. 

- Może kiedyś. - mruknął wesoły. - Napijecie się czegoś? 

- Ja nie. - westchnął Syriusz. - Lecę załatwiać mieszkanie. 

- A ja jestem umówiony z Lily. 

Peter pokiwał głową wycierając blat. 

- Wpadnijcie jeszcze kiedyś. 

- No jasne! - obiecał Potter i machając przyjacielowi na pożegnanie opuścił bar. 

~*~

Lily wyszła ze szpitala rozmasowując sobie kark. Za nią był bardzo męczący dzień. Wiedziała, że kursy uzdrowicielskie nie będą łatwe ale wykładowcy zasypywali ich ogromem nowych informacji, które mieli niemal natychmiastowo sobie przyswoić. Rozejrzała się po ulicy, a na jej zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech. Na jednej z ławek siedział James. 

- Ciężki dzień? - zapytał podchodząc do niej i całując ją w usta. 

- Odkąd cię zobaczyłam stał się lepszy. - powiedziała przytulając się do swojego chłopaka. - Idziemy do mnie? 

- Bardzo jesteś zmęczona? - zapytał chłopak obejmując ramieniem plecy rudowłosej dziewczyny. Lily pokręciła głową. 

- To świetnie, bo chciałem zabrać cię na kolacje. 

- Ale... nie jestem odpowiednio ubrana. - westchnęła dziewczyna. Okularnik pocałował ją w skroń. 

- Wyglądasz idealnie. 

Do niewielkiej, muglskiej knajpki dotarli w dziesięć minut. Czas ten zleciał im na opowiadaniu ja minął im dzień na kursach. 

- Syriusz chce się wyprowadzić. - westchnął James. 

- Chce być w końcu samodzielny. - odparła Evans siadając na przeciwko chłopaka przy stoliku nakrytym błękitnym obrusem. 

- Tak. - przyznał James. - Dlatego ja też chyba się przeniosę gdzieś do Londynu. Nie chcę mieszkać sam w tym dużym domu, gdzie wszystko przypomina mi rodziców. Będę miał bliżej do pracy. 

- Będziemy się częściej widywać. - dorzuciła Lily uśmiechając się. Kiedy kelnerka przyniosła zamówienie oboje zajęli się jedzeniem. 

- Laura coś psiała? - zainteresował się James gdy przyszła pora na deser. 

- Tak. - potaknęła Lily. - Nadal nie wie ile zostanie we Włoszech, ale podobno z dnia na dzień coraz lepiej się dogaduje ze swoją biologiczną mamą.

- Fajnie, że dobrze jej się układa. 

- Słyszałeś w pracy może coś o Annie? - zapytała Lily wbijając wzrok w swoje dłonie. 

- Nie. - mruknął chłopak. - Nie za bardzo dopuszczają nas do jakichkolwiek informacji. Raczej skupiają się na szkoleniach i testach psychologicznych. 

- Przepraszam, że o to pytam. - westchnęła Evans. - Ale cały czas o niej myślę i się martwię. Potter chwycił dłoń swojej dziewczyny. 

- Jak czegokolwiek się dowiem, to dam ci znać. 

Rudowłosa uśmiechnęła się z wdzięcznością. Mimo, że Anna ich zdradziła to przyjaźniły się przez sześć lat. Cały czas była w jej sercu i chciała wiedzieć czy wszystko u niej w porządku.


Wczoraj w nocy liczyłam ile zostało mi rozdziałów do końca i trochę się zasmuciłam, gdyż z moich obliczeń wynika, że to jakieś 10 - 11 rozdziałów :( ! 

Pod koniec tego opowiadania będę miała jednak niespodziankę xd :* 

Sekrety Huncwotów ( The secrets of the Marauders)Where stories live. Discover now