Rozdział 11

428 32 4
                                    

{T.I}

-Może taka jest ludzka natura? W każdym razie nie jestem tak głupia, żeby cieszyć się rolą żołnierza na tym gównianym świecie.- powiedziała Annie wstając z Eren'a. Następnie zaczęła odchodzić od niego.
-Nie prawda, Annie. Świat nie jest taki gówniany. Prawda, są tytani którzy mogą nas zjeść, jesteśmy za murami jak jakieś bydło, ale przynajmniej czujemy że żyjemy! ...- powiedziałam a ona spojrzała na mnie tak jak wszyscy w koło.
-... Myśl że każda chwila może być tą ostatnią daje nam motywację do życia! Śmierć bliskich daje motywację do walki! Strach przed śmiercią pokazuje że żyjesz! Ponieważ trup nie czuje strachu przed śmiercią ponieważ on już nie żyje! Tutaj, w tym świecie, możemy mieć rozległe marzenia! Zobaczyć świat za murami, pokonać tytanów i wiele innych. Mamy motywację żeby żyć, bo chcemy to zobaczyć. Gdybyś miała to na wyciągnięcie ręki, że w każdej chwili możesz np. Zobaczyć świat za murami, lodowe krainy, i inne, znudziło by się tobie to marzenie. Szukała byś innego, a jak byś nie znalazła, to byś przecieła sobie żyły i najprościej w świecie umarła albo byś była marionetką! Co prawda masz rację z tym, że ludzie trenują tylko po to, aby być najdalej od niebezpieczeństwa i się zgadzam z tym, że jest to bez sensu. Ale że większość tak robi to nie znaczy że wszyscy! ...- wykrzyczałam żywo gestykulując rękami.
- ...Jeżeli tego nadal nie rozumiesz to walcz ze mną! Robimy to normalnie i bez broni!- powiedziałam gotowa do walki. Stanęłam z pięściami przed twarzą.
-Niech będzie.- powiedziała gotowa do walki. Wszyscy zaczęli zbierać się w kółko. Byłyśmy w środku. Wystartowała.
-Poczekaj! ...- wykrzyczałam a ona stanęła. Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie.
-Daj mi chwilkę. ...- powiedziałam odwiazując bandaże. Kiedy to zrobiłam to schowałam je do kieszeni. Leonhart spojrzała na mnie jeszcze dziwniej. Miałam pięści strasznie ranne.
-... No co? Nie mam zamiaru brudzić go bez sensu. >W końcu wykradanie ich od medyków jest trochę upierdliwe i ciężkie. HEHE.< Możesz zaczynać.- powiedziałam a wtedy wszyscy spojrzeli na moje dłonie. Widziałam w ich oczach zdziwienie.
-Co jej się stało?- szeptali wszyscy. Annie ruszyła. Chciała kopnąć mnie w noge ale podskoczyłam i kopneła bym ją w brzuch ale obroniła się ręką. Była zdziwiona moim sposobem walki. Złapała mnie za nogę i rzuciła mnie przed siebie. Od razu wstałam. W środku koła w którym byłyśmy było drzewo. >Przyszpile ja do niego. Wtedy nie zrobi uniku.< Zaczęłam biec na nią i ją wyminełam. Rozpędziła się mocno a ja w ostatniej chwili uskoczyłam przez co stała bliżej drzewa. Rozpędziłam się i chciałam ją kopnąć ale ona złapała moją nogę i kopneła mnie w twarz. Wyplułam krew, wyszarpałam się i się uśmiechnęłam. Chciałam przywalić jej z pięści w twarz ale ona się cofneła, i tak parę razy. W końcu stanęła pod drzewem. Chciałam walnąć z pięści znowu ją w twarz ale ona odskoczyła. Byłam bardzo mocno rozpedzona przez co nie wychamowałam i walnełam w drzewo. W tym miejscu było 5 centymetrowe wgniecenie i od tego miejsca szły pęknięcia. Ona chciała zaatakować ale wbiegłam 3 kroki po drzewie, zrobiłam salto w tył i nogami złapałam za jej szyję a rękoma przytuliłam tak że nie mogła nimi ruszyć. Wywróciłyśmy się na ziemię a Annie zakaszlała, ponieważ spadła na plecy z dużą siłą.
-Wygrałam, ale też przepraszam. Zapomniałam że nie umiem jeszcze panować nad siłą. Wybacz. Mogło co się coś stać, emocje wzięły górę.- powiedziałam wzdychajac, puściłam ją, wstałam i odeszłam nakładając sobie spowrotem bandaż. Dopiero wtedy wszyscy spojrzeli na drzewo i zobaczyli ślad po mojej pięści.

Przeznaczenie biało-czarnego skrzydła. SnKWhere stories live. Discover now