Rozdział 20

370 29 3
                                    

{T.I}

...-Winda gotowa! Broń też już załadowana!- krzyknął Jean.
>No to zaczynamy.< Wszyscy ustawili się na pozycjach. Winda zleciała na dół.
-Nie przybyło ich wiecej, jest dobrze.- rzekł Marco. Wszyscy nadstawili lufy gotowe do strzału.
-Trzymajcie się planu!...- rozkazał Bodt. Wtedy w naszym zasięgu pojawił się tytan który spojrzał na nas.
-Ugh!- krzyknął ktoś z windy z przerażenia.
-... Uspokój się! Musimy zwabić ich bliżej!- trwało to pięć minut. Większość z nas już przez wcześniejsze walki z tytanami śmierdziała nimi.
-Boże jakie to upierdliwe! ...- krzyknełam. Wyciągnęłam scyzoryk z buta i naciełam sobie dłoń.
-... Który się skusi!?- Zapytałam strzepujac  daleko do przodu, na boki i za mnie krew ze scyzoryka. Po mojej ręcę ściekała krew. Wszyscy byli zdziwieni ale obserwowali otoczenie. Wtedy tytani zaczęli podchodzić trochę szybciej. Jak by wyczuły krew.
-Przygotować się....- Tytan miał tuż przed okiem strzelbe.
-.... OGNIA!!!- krzyknął Marco a wtedy wszyscy zaczęli strzelać. Tytany zostały oślepione. Wrzyscy skoczyli z góry i zabili swoich tytanów. Tylko dla Sashy i Conny'go się nie udało. >Cholera!< wyskoczyłam z windy i skoczyłam na kark jednego z nich. Trafiło na tego co chciał zabić Sasche. Wziełam mój scyzoryk i dźgnełam tytana w oko. Zawył z bólu. Chciał walnąć mnie łapą ale ja przeciełam mu całe oko i spadłam na ziemię. Przeturlałam się kawałek dalej. Nastepnie chciał skoczyć na Sashe której nie widział na jedno oko, ale ona unikneła. Kiedy tytan wstał to Mikasa go zabiła. Miałam mroczki przed oczami. Siedziałam dalej na ziemi.
-Mikasa, jesteś moją wybawicielką!...- wykrzyczała Braus tuląc Ackermann.
-Jesteś cała?-
-... Dzięki tobie nic mi nie jest!-
-No to wstawaj!- krzyknęła Mikasa a Sasha stanęła do pionu. Kiedy się uspokoiła to podeszła do mnie i przytuliła.
-Dzięki. Dzięki. Już drugi raz ratujesz mi życie.- rzekła Sasha.
-Nie masz za co. Nic nie zrobiłam. Drugi?-
-No wtedy co dałaś mi chleb co biegłam do upadłego. Pierwszy dzień treningu.-
-Mówiłam już coś na ten temat. A teraz puść mnie! Dusisz!- powiedziałam a ona tak zrobiła.
-Pokonaliśmy wszystkich! Uzupełnijcie zapasy!- polecił Jean. Było słychać okrzyki radości a Marco zasłabł. Każdy zabrał się za uzupełnianie zapasów. Kiedy zabijałam rękę w bandaż, który też miałam w bucie tylko że drugim, to podszedł do mnie Armin.
-Co to było?- Zapytał się mnie.
-Ale co?-
-Skąd masz to... coś i po co przeciełaś sobie dłoń?- Zapytał. (Jak by co w SnK nie ma scyzoryków. Nie wiem czy tak jest normalnie ale w moim opowiadaniu tak.)
-To jest scyzoryk. Dostałam go na urodziny od rodziców. Zrobiłam to po to aby tytani szybciej podeszli. Jak byśmy za długo zwlekali ludzie mogli by się rozmyślić i nie czekać na sygnał tylko strzelać.- powiedziałam.
-A skąd oni to wstrząsnęli? Nigdy czegoś takiego nie widziałem.-
-Nie wiem. Ale kiedyś może ci powiem coś więcej na ten temat.- powiedziałam z uśmiechem. Kiedy skończyliśmy uzupełniać zapasy to prawie wszyscy polecieli w kierunku murów. Ja wleciałam wysoko w górę. >Gdzie ten Eren?!<. Zaczęłam się rozglądać. Widziałam tylko skupisko tytanów. >Co jest?!<. Na dachu nie daleko stała Mikasa, Armin, Rainer, Annie, Jean i Bertholt. Wylądowałam tam.
-Gdzie tamten tytan zabijający swoich!?!- zapytałam a Mikasa wskazała na to skupisko tytanów.
-Musimy mu pomóc! Tak odwdzięczymy się za pomoc dla nas!- wykrzyczałam.
-Właśnie o tym mówiliśmy- powiedział Rainer.
-To znów on!?...- powiedział Armin i spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam tam odmieńca. Mina mi zrzedła.
-...Ten odmieniec pożarł Thomas'a!- dodał a wtedy Eren w formie tytana zaczął biedz w tamtą stronę tym samym wyszarpójąc się z łap innych. Jako że mu oderwały ręcę to wgryzł się w słaby punkt odmieńca przez co zabójca Wagner'a umarł. Eren podniósł go nad siebie przez co żebra mu popękały a następnie rzucił na ziemię nadal trzymając go w zębach. Walnął nim jeszcze innego tytana a następnie puścił i ryknął.
-Oj. On nie wygląda na potrzebującego pomocy. ...- stwierdził Jean. Wtedy tytani padł na ziemię.
-Było do przewidzenia, że opadnie z sił. Zostawmy go i wynośmy się z tąd. Z takiego potwora nie da się zrobić sprzymierzeńca. - mówiąc to odwrócił się z zamiarem odejścia.
-Jakoś jak przed twarzą miałeś dwa tytany to on cię obronił. Zrobił z nas sprzymierzeńców a my dając mu wolną rękę zrobiliśmy z niego. Klamka już zapadła Jean. Wiec nie waż się nigdzie iść.- powiedziałam z uśmiechem i odwróciłam się w stronę tytana. Zaczął parować a z karku coś mu wystawało.
-Ale tytan zawsze pozostanie Tytanem. Ej na co tak patrzycie!?- Zapytał podchodząc do nas i zdziwił się tym co widzi.

Przeznaczenie biało-czarnego skrzydła. SnKWhere stories live. Discover now