Rozdział 36

339 26 8
                                    

{T.I}

-Nie ma nawet takiej mowy czterooka.- rzekł Kapral ze swoim typowym pokerface.

-Noooo weź karzełku! Proszę Cię o to już od ponad pięciu dni!- Zaczeła brązowowłosa a ja spojrzałam na nich dziwnie.

-Jedźmy dalej.- powiedział Levi i ruszył.

Reszta posłusznie podążyła jego śladem. Jechaliśmy powoli dlatego położyłam się na plecach klaczy. Jeżeli chce mieć jej zaufanie to musze pokazać że ona też je ma. Położyłam ręcę pod głowę i patrzyłam na niebo przysłonięte drzewami. Był to naprawdę piękny widok. Zauważyłam że jadę równo z Eren'em.

-Jak się czujesz?- zapytałam go.

-Dobrze, bardzo dobrze.- powiedział nie patrząc na mnie.

-Masz prawo być na mnie obrażony za salę sądową. ...- mówiłam ale nie dał mi dokończyć.

-Nie jestem. Po prostu zachowujesz się jak Mikasa.- Warknął.

-Jaeger'ze. Ona się o ciebie martwi. Ona nie chce Cię porostu stracić. Znam to uczucie, ja też nie chce Cię stracić bo jesteś moim przyjacielem. Tak samo nie chce stracić Armin'a, Mikasy, Sashy, Conny'ego i reszty. ....-

-Nawet Jean'a?-

-Tak nawet tego konia. Wiem że wy też jesteście dla siebie przyjaciółmi. ...- mówiłam a wtedy Eren się odwrócił.
-...Coś sie stało?- zapytałam odwracając się.

Za nami jechała Hange i Levi. Hange machała do niego ręką aby podrzedł a Levi? Jak by miał ochotę kogoś zabić.

>Pewnie Hange mu gadała o tytanach i się wkurza<

-Nie nic. Wiesz ja musze jechać trochę bardziej z tyłu.- powiedział odwracając się zpowrotem i zawrócił konia.

Wróciłam do obserwowania drzew.

{Hange}

-No proszę karzełku pozwól mi na te badania.-

-...- znowu nic nie odpowiedział tylko patrzył przed siebie.

Obok niego atmosfera zgęstniała.

-No proszę!-

-Jeszcze chwila i zginiecie.- powiedział sam do siebie.

Wtedy do nas odwrócił się Eren. Pomachałam mu ręką aby podszedł. Wtedy zauważyłam że patrzy na nas [T.I], która zpowrotem położyła się na klaczy. Człowiek-tytan do nas podjechał.

-I co? Jak się czujesz?! Rany się zagoiły?!- pytałam podekscytowana.

-Jest już lepiej.- powiedział chłopak.

-Zamknij się tytanocholiczko.- Warknął Kapral.

Jechaliśmy w ciszy, zaczęło się ściemniać.

-Tu rozbijemy obóz, zajmij cie się swoimi wierzchowcami.- powiedział pedancik a ja, chcąc nie chcąc, musiałam wykonać to polecenie.

To był mój obowiązek.  Wszyscy już przywiązali swoje konie, po za [T.I]. Wtedy podjechał do niej pedant. Patrzał na nią chwile.

{T.I}

Poszłam cudzą obecność, w wojsku nabawiłam się lekkiego snu w wojsku, wiec otworzyłam oczy. Zobaczyłam nade mną Kaprala.

-Kapralu?-

-Wstawaj. Zajmij się swoim koniem a nie.- powiedział odjeżdżając na swoim koniu.

-Hai.- szepnęłam i podniosła się do pionu. Zeskoczyłam z [I.K] i pogłaskałam po pysku.

-Bardzo dobrze się spisałaś kochana.- powiedziałam, nałożyłam jej na pysk ogłowie bez wedzidła.

Nie spodobało jaj się to.

-Musisz to mieć skarbie i musisz być przywiązana. Nie bój się, będę obok ciebie.- powiedziałam patrząc jej w oczy.

Uspokoiła się.  Przywiązałam ją do drzewa przy ognisku i usiadłam obok niej. Wszyscy siedlisko w kółko i dostali jedzenie wojskowe. Nie było zbyt dobre ale była bardzo miła atmosfera. Musiałam iść po drewno wiec poszłam. Niedaleko obozowiska zauważyłam polane otoczoną drzewami, wraz z patykami wróciłam do obozowiska. Kiedy wróciłam to wszyscy rozstawili namioty i się w nich położyli wraz ze mną. Pierwszy na warcie miał stać Oulo. Kiedy byłam pewna że wszyscy w namiocie śpią i przy okazji wartownik poszedł na obchód to podeszłam do [I.K], odwiazłamam ją, wziełam wszystkie rzeczy do jeździectwa i skierowałam się na polanie. Położyłam wszystko na środku polany i zciągnęłam z konia nagłowie kładąc obok reszty.

-Masz [I.K]. Musisz się do tego przyzwyczaić, niestety takie są zasady i nic na to nie poradzę. Jeżeli nie chcesz ze mną zostać przez takie ograniczenia to proszę. Jesteś wolna.- powiedziałam klepiąc ją w zad a ona pobiegła.

Przeznaczenie biało-czarnego skrzydła. SnKWhere stories live. Discover now