Rozdział 21

294 29 3
                                    

Gabriel opadał z sił. Wszędzie, gdzie się rozglądał widział tylko śmierć i krew. Kiedy zrozumiał, że Ellen uwolniła swoją magię i skierowała ją przeciwko magowi, poczuł niewysłowione szczęście. Tą samą ulgę wyczuł w swoim frater. Mag gdzieś zniknął. Nie czuli już kumulacji jego magii, choć powietrze wciąż trzaskało. Spojrzał w bok. Kobieta w różowej sukni, śliczna młoda wojowniczka padła obok nich trupem od uderzenia pasożyta.

Gabriel dojrzał Silora, który wymachiwał swym magicznym toporem. Mięśnie pod jego koszulą drżały z wysiłku. Iris i George walczyli dzielnie z trójką napastników. Ciała pasożytów wirowały w walce. Ich zaczarowane miecze i noże zadawały poważne rany bellator. Gabriel zaczął zastanawiać się, czy to nie właśnie prototypem takiej broni nie został wcześniej raniony. Gdyby była to ta sama broń, wątpił, czy ujdą z życiem.

Naraz ogłuszył go wrzask Nicholasa. Dojrzał kątem oka jak ogromny pasożyt wbija w jego pierś szeroką klingę miecza. Sam poczuł rozdzierający ból w piersi. W tym samym czasie Ellen wybiegająca właśnie z tylnych drzwi padła rażona ogromnym uderzeniem w pierś. To calanhe. Więź calanhe. Straciła oddech i spazmatycznie wciągała powietrze szeroko otwartymi ustami.

Stało się coś złego. Stało się coś strasznego. Stało się cos z Gabrielem.

Gabriel.

Puściła się biegiem. Nie chciała patrzeć na leżące wszędzie trupy. Sunęła niczym mgła między pasożytami i bellator, którzy nie zwracali na nią uwagi. Magia, która ją wypełniała sprawiła, że czuła się nieśmiertelna. Zdławiła to w sobie, ale uczucie było przemożne.

Rozejrzała się rozgorączkowana i dojrzała miedzianą czuprynę Gabriela.

Ruszyła w jego kierunku i wyrżnęła w ziemię. Ogromny pasożyt złapał ją za kostkę i powalił. Leżał, kiedy go mijała, więc nie zauważyła, że żyje. Podniósł się teraz na grubych kolanach i trzymał ją w szachu. Wiła się pod nim, ale nie mogła wyszarpnąć lewej stopy. Sięgnęła do pasa i wyciągnęła sztylet.

Pasożyt cofnął się, kiedy klinga zapłonęła srebrzystą magią. Nie znał jej jednak, więc nie bał się jej mocy. Poczuła jego kwaśny oddech, kiedy grubymi paluchami złapał ją za szyję i nachylił się do niej. Lewą ręką rozpaczliwie uderzała w potężne ramię, ale nic sobie z tego nie robił. W końcu ręka wzmocniona magią wbiła w jego udo sztylet. Naraz jego ciężki skołtuniony łeb opadł na jej piersi. Spojrzała w górę i zobaczyła jak Silor Cave wywija toporem. Na twarzy miał smugę krwi. Jednym ruchem ściągnął z niej truchło pasożyta. Uśmiechnął się tylko leciutko, patrząc na jej rękę pokrytą srebrem i po chwili rzucił się w dalszy wir walki.

Ellen uniosła się na kolanach i ruszyła w stronę Gabriela. Zniknął jej gdzieś z oczu, ale wtedy ujrzała jego zakrwawione plecy. Udało mu się znaleźć trochę dalej od głównej osi bitwy. Spojrzała na jego zapłakaną twarz. Widziała smugi krwi mieszające się z łzami. Wrzeszczał. Ellen przedzierała się przez tłum i... upadła na ziemię. Z jej piersi wydarł się rozdzierający szloch. Na niebiosa.

Nicholas leżał martwy na jego kolanach.

                                                                                         ***

Violet pędziła. Biegła przed siebie, rozbijała się o przechodzących ludzi. W końcu odwiązała osamotnionego, porzuconego konia z powrozu i wsiadła na niego. Jechała galopem zapchanymi uliczkami. Przewracała i tratowała przechodniów. Nic jej to nie obchodziło. Nie dbała o to.

Czas ją naglił. Rozstali się z Silorem kilkadziesiąt minut temu, a ona od tego momentu pędziła na złamanie karku. Minęła rozświetlony od zabawy dom. Widziała cienie tańczących gości i przyjaciół. Wiedziała, że w środku jest Silor i serce zabiło jej mocniej.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now