Rozdział 35

207 26 1
                                    




Nadszedł styczeń. Do kolacji zasiedli wszyscy domownicy. Przy Cotton Street aktualnie przebywało piętnastu gości z Chindale. Przy stołach prowadzono ciche rozmowy i co jakiś czas przerywał je głośny wybuch śmiechu. Hiron opowiadał właśnie Ellen o najdziwniejszych zaklęciach jakie wymyślił, kiedy poczuła mrowienie na karku. Odczucie było tak silne, że uniosła głowę i zamarła.

Stał tam.

Zbyt długie już włosy wiły się na uszach, zarost pokrył policzki i brodę. Miał na sobie zniszczoną brudną kurtkę i ubłocone spodnie. Za plecami dostrzegła łuk i kołczan. Nie zastanawiając się długo, gwałtownie wstała z krzesła i przewróciła je z hukiem na posadzkę. Pobiegła w jego stronę, czując jak z każdym krokiem coraz łatwiej łapie oddech. Wpadła w jego szeroko otwarte ramiona, a on objął ją nimi mocno i czule. Czuła drogie usta całujące czubek głowy. Wtuliła się w jego pierś i wciągnęła zapach nocy i śniegu. Była taka mała i krucha. Ale im bardziej się w niego wtulała, tym mocniej stapiały się ich ciała i stawała się silniejsza.

Łzy oblały jej policzki i łkała, próbując coś powiedzieć, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. A on przytulał ją coraz mocniej i mocniej i nie zwracał uwagi na nikogo innego, choć słyszała jak reszta podnosi się z krzeseł i podchodzi do niego, pragnąc przywitać się i usłyszeć nowiny.

Nie wiedziała ile czasu minęło od momentu, kiedy go dotknęła, ale w końcu oderwał ją od siebie. Ellen nie puściła go, tylko złapała mocno za rękę i chodziła za nim krok w krok, nie pozwalając mu oddalić się bardziej, niż to konieczne. Nie zważała na drwiące uśmieszki i komentarze. Nie obchodziło jej nic, tylko on. Nawet, kiedy Gabriel próbował go przytulić, musiał zrobić to niezdarnie, bo wciąż kręciła się obok.

Wiedziała, że zachowuje się irracjonalnie, ale nie powstrzymywała się, kiedy w końcu zasiadł do stołu i Carla zaczęła uwijać się przy nim w ukropie nakładając jak dziecku najlepsze kąski. Nicholas jadł z apetytem i ze stoickim spokojem znosił pałętającą się pod nogami Ellen.

Nie miał zielonego pojęcia dlaczego się tak zachowywała. Co jakiś czas zerkał na Gabriela i na zblazowaną piękność siedzącą mu niemal na kolanach i wkrótce zaczął podejrzewać, co było na rzeczy. Nie mógł uwierzyć w to, że Gabriel mógł dopuścić do takiej sytuacji. Nie rozumiał, dlaczego miałby świadomie krzywdzić swoją calanhe: zich obu właśnie on.

Próbował uciec od niej. Zapomnieć. Dać sobie czas i zdusić uczucia i emocje, by patrzeć świeższym okiem. Wydawało mu się, że osiągnął cel, że zdystansował się od wszystkiego i dlatego wrócił. Wszedł pewnie do środka i ruszył za hałasem dochodzącym z jadalni. Ledwo stanął w drzwiach, a ujrzał jak biegnie w jego stronę.

Przeraziło go jak bardzo schudła. Cienie pod oczami próbowała maskować makijażem, ale skutki nie były widoczne. Jej włosy zmatowiały i straciły blask, który tak uwielbiał. Kiedy wpadła w jego ramiona jej kruchość go rozczuliła. Poczuł palące łzy pod powiekami i ukrył twarz w jej włosach, całując je delikatnie. Pachniała jak zwykle. Brzoskwinią i miodem, ale nie była już tą samą Ellen, którą opuszczał.

Wcześniej nigdy nie okazałaby w ten sposób swoich uczuć i to w dodatku wśród tylu obcych twarzy. Teraz jednak dostrzegł w jej ruchach desperację. A kiedy zaczęła płakać i nie puszczała jego dłoni, choć znacznie utrudniało mu to funkcjonowanie, nie zabrał jej, bo wiedział już, że stało się coś złego.

Pospiesznie zjadał kolację, czując jej przeszywający wzrok. Zerkał na nią co jakiś czas, posyłając uśmiechy i modląc się, by nie zauważyła jaki jest smutny. Miał dość przesłuchań i odliczał minuty, by jak najszybciej wyjść z jadalni. Właściwie nie opowiedział im niczego konkretnego, bo padał z nóg. Jutro. O wszystkim porozmawiają jutro.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now