Rozdział 27

273 24 2
                                    




Pierwszy, który wyszedł mu naprzeciw miał na sobie podartą koszulę i spodnie. Długie brudne włosy strąkami zwisały mu na twarzy, więc Gabriel nie widział go dokładnie. Pasożyt ruszył w jego kierunku tym samym barykadując swoim dużym ciałem drzwi. Gabriel przeszył go mieczem. Parasitus rzucił się na niego ostatkiem sił, próbując dostać się do gardła, ale chłopak wbił mu miecz raz jeszcze i w końcu napastnik opadł na kolana.

Gabriel skoczył na jego truchło i błyskawicznie rzucił sztylet, który trafił w gardło niemal kwadratowej kobiety. Stos trupów rósł i wkrótce nie było już miejsca, żeby do środka weszli pozostali. Szybko wyskoczył przez okno i słyszał tylko za sobą jak przesuwają ciała swoich towarzyszy.

Upadł w półprzysiadzie na chodniku i spojrzał w górę. Z okna próbowało wyjść już trzech kolejnych. Ellen musiała skryć się na dachu, więc pozbycie się pasożytów z burdelu było teraz priorytetem. Puścił się biegiem, z łatwością omijając przechodzących obok ludzi. Usłyszał krzyki, kiedy pasożyty zaczęły rozpychać się po chodniku.

Deszcz rozpadał się jeszcze bardziej i Gabriel obawiał się, że dachówki mogą okazać się zbyt śliskie i Ellen może zrobić sobie krzywdę. Woda wpadała mu do oczu, ale biegł przed siebie. Wpadł na zakręcie w zaułek i poczekał aż pasożyty go dogonią. Kiedy przebiegali obok, gwizdnął w ich stronę i stanęli jak wryci.

Przerzucił miecz z prawej do swojej dominującej lewej ręki i obserwował ich w milczeniu. W jego kierunku wybiegła czwórka napastników. Rzucili się bezmyślnie masą skołtunionych ciał, więc przejechał mieczem jednym ruchem po dwójce z nich. Zalała go żółta cuchnąca jucha. Otarł twarz rękawem. Przeskoczył zwinnie za ich plecy i podciął ich w kolanach. Kolejna dwójka upadła. Wyszarpnął sztylet i poderżnął im gardła.

Omal nie zdążył uchylić się przed ciosem piątego z nich. Udało mu się jednak schylić i przetoczyć w bok. Jego miecz wzmocniony magią obciął obie nogi w kolanach. Gabriel zostawił dogorywającego pasożyta i niestety był to jego pierwszy błąd. Mężczyzna wbił mu nóż w tył łydkę. Chłopak wyciągnął go i zaczął kuleć. Rana po chwili prawie się zasklepiła.

Cóż, Gabriel był teraz wściekły. Skoczył w stronę pasożyta i zaczął okładać go pięściami w twarz tak mocno, że poczuł krew spływającą z jego knykci. Bardziej wyczuwając, niż słysząc kolejnego parasitus błyskawicznie obrócił się i podciął mu nogi. Zaczęli walczyć w parterze, równo dzieląc się ciosami. Pasożyt był ogromny i ciężki, ale Gabriel szczupły i zwinny, więc w końcu udało mu się skoczyć na jego szerokie plecy. Stanął w półprzysiadzie i wbił mu sztylet w gruby kark.

Pozostawił po sobie truchła szóstki z nich. Dokonał szybkich obliczeń i ze strachem stwierdził, że zabrakło jeszcze dwóch. Pobiegł z powrotem do burdelu, klnąc pod nosem. Liczył na to, że nie wpadli na to, że Ellen jest na dachu. Wbiegł do burdelu, rozpychając się łokciami. Przewrócił jedną z prostytutek. Mama Kelly wrzeszczała w jego stronę, próbując złapać go za koszulę, ale zwinnie się obrócił i dopadł do schodów. Wszedł na samą górę aż pod klapę w suficie. Uderzył kilka razy ramieniem i udało mu się ją podważyć. Wspiął się i zamarł.

Na pierwszy rzut oka Ellen nigdzie nie było. Zerknął raz jeszcze w lewo i dostrzegł ją. Leżała na plecach w całkowitej ciemności, a na niej siedział jednej z pasożytów. Drugi leżał obok bez życia.

Ruszył bezgłośnie w ich stronę wyciągając miecz. Usłyszał jak Ellen szlocha z wysiłku próbując uwolnić się spod jego ciężkiego cielska. Związał jej dłonie i choć starała się posłać w jego stronę magię, to nie była w stanie. Gabriel stanął za nim, objął jego kark rękami i z głuchym trzaskiem go złamał. Odrzucił martwe ciało w bok i uklęknął przy Ellen. Jej twarz była zapłakana i zakrwawiona. Drżała drobna i delikatna. Wziął ją w ramiona, nienawidząc się za to, że zagroził jej życiu wpadając na tak głupi pomysł, by wysyłać ją samą na dach.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now