Rozdział 67

199 18 0
                                    




Blade światło poranka wkradło się do sypialni Ellen. Nie spała już od dłuższego czasu, ale leżała w ciszy i bezruchu, wsłuchując się w spokojny oddech Hirona i rozkoszując jego muśnięciami na karku. Przytulał ją do siebie i jego ciepły twardy brzuch napierał na jej plecy.

Pomimo tego, że była otoczona jego ciepłem, zapachem i dotykiem, czuła się samotna. Samotna i lodowata w środku. Ciągle wracała myślami do Georga i zastanawiała się, co takiego mogłaby zrobić, żeby go uratować.

Raz po raz roztrząsała bieg wydarzeń i im intensywnie o tym myślała, tym większe wyrzuty sumienia ją ogarniały. Powinna to przewidzieć. Mogła. Może gdyby bardziej się do tego przyłożyła, może gdyby nie skupiała się tylko na sobie, to zauważyłaby coś obcego w Silorze...

A gdyby Hiron nie musiał za nią pędzić, to może on na czas odkryłby coś niepokojącego... Czuła się winna i zastanawiała jak uda jej się spojrzeć w oczy Iris. Nie było słów, które mogłaby wypowiedzieć, by wyrazić skuchę i żal. Poruszyła się mimowolnie i zerknęła na śpiącego Hirona.

Nieposłuszny kosmyk smolistych włosów opadł mu na gładkie czoło. Spomiędzy niego widziała jedynie ciemne półksiężyce gęstych rzęs i leciutko rozchylone różowe wargi. Podczas snu wydawał się niewinny i słodki, ale kiedy poruszył powiekami, a pod nimi ujrzała błysk czerwieni, momentalnie jego rysy się przekształciły. Od razu odzyskał gardę i przyjął swoją zwyczajną arogancką minę, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki cała twarz mu stężała.

Leniwie przetarł oczy, a potem wsunął dłoń we włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Wyglądał jak rozkapryszone dziecko, które dochodzi do siebie po zbyt wczesnej pobudce. Był nawet nieco zły i nadąsany.

Ellen patrzyła na niego z małym uśmiechem na wargach. Nie widziała wcześniej jego pobudek i porannych rytuałów. W przeciwieństwie do niego, bo on oczywiście wielokrotnie siedział na fotelu i obserwował ją przez pół nocy jak niespełna rozumu wariat. Teraz jednak zdawał się jej zawstydzony, co było doprawdy idiotyczną konkluzją.

Zwłaszcza kiedy od razu odsłonił gwałtownie kołdrę z bioder i z zadowolonym z siebie uśmieszkiem, powitał konsternację Ellen. Pokręciła jedynie głową i z rozkoszą przyjęła jego czuły pocałunek w czubek nosa.

Leżeli tak kilka minut czując się w swoim towarzystwie niezręcznie, choć równocześnie idealnie dobrze. Ellen prawie by zasnęła, ale wtedy Hiron stwierdził, że musi już wyjść. Obiecał jej, że zajmie się nią wieczorem, bo wzywają go obowiązki.

Ellen z wielkim trudem wypuściła go z łóżka. Obserwowała jak zakłada spodnie, jak mruży oczy i jak jego włosy lśnią w blasku wschodzącego słońca. Blizna na brzuchu i klatce piersiowej była już znacznie bledsza, ale wciąż odcinała się poszarpaną linią jak okrutne przypomnienie, że nawet jego życie jest kruche. Nie miał koszuli do włożenia, więc kiedy muskał po raz ostatni ustami jej czoło, przesunęła palcami po twardych mięśniach. Rzucił jej ostatni zblazowany uśmieszek i cicho zamknął za sobą drzwi.

Leżała jeszcze chwilę w łóżku, zbierając siły do konfrontacji z bólem na zewnątrz. Bała się atmosfery i tego, co przyniesie ze sobą dzisiejszy poranek. Kiedy już przygotowała się do opuszczenia pokoju, zauważyła, że na korytarzu panuje nienaturalna cisza. Przyłożyła ucho do drzwi sypialni Gabriela i usłyszała jak cicho rozmawia z Sharon. Kiedy tylko dobiegł ją jej przytłumiony głos, ruszyła przed siebie szukając reszty domowników.

Znalazła ich w głównej sali. Iris siedziała na kanapie, a obok niej klęczał Nicholas, szepcząc coś uspokajająco. Iris nie przebrała się: miała na sobie jedynie nocną koszulę i podomkę. Jej twarz była chorobliwie blada, bledsza nawet, niż Hirona, który wczoraj konał na rękach Ellen.

Tron z kości [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz