Rozdział 13

316 28 3
                                    

Klamka od drzwi Nicholasa była lodowata. Ellen oparła się plecami o ścianę i tępo wpatrywała w ciemność korytarza. Nie słyszała niczego. Tylko upiorną ciszę. Przerażającą i podłą. Poczuła się jak śmieć, jak nic nieznacząca rzecz. Oddała mu się, a on wyrzucił ją z pokoju.

Pulsowanie w skroni przeszywało bólem przy każdym mrugnięciu. Otuliła się szczelniej szlafrokiem i ruszyła w stronę swojego pokoju. Była wściekła na siebie, ale równocześnie dziwnie obojętna. Było tak jakby dryfowała gdzieś poza powierzchnią własnych myśli. Jakby patrzyła na odbicie światła pod taflą lodu. Jednocześnie była sobą i nie była. To uczucie było lekkie, niemal słodkie i upajające, ale równocześnie zdawała sobie sprawę, że coś jest nie w porządku.

Wszystkie drzwi, które mijała były szczelnie zamknięte. Cieszyła się, że uda jej się dojść do pokoju bez natrafiania na kogokolwiek. Był środek nocy i dom spał. Przecięła ostatni zakręt prowadzący do jej pokoju i zamarła.

Drzwi od sypialni Gabriela były uchylone. Zagryzła wargę i wciągnęła głęboko powietrze. Musiała tylko prześlizgnąć się niezauważanie, ale jak to zrobić przy bellator? Ich zmysły były wyczulone i Ellen poważnie brała pod uwagę fakt, że Gabriel zapewne już ją usłyszał.

Nie myliła się. Stanął w progu. Na sobie miał tylko luźne spodnie. Cała jego klatka piersiowa była pokryta cienkimi bladymi pasmami blizn. Widziała jego umięśnione ramiona. Zerknęła na twarz ukrytą w cieniu. Na wilgotne włosy opadające na czoło. Woda wydobywała z nich czerń i szmaragdowe oczy Gabriela w oprawie czarnych włosów wyglądały obco i dziko.

Nie chciała się z nim widzieć. Nie mogła. Nie teraz. Nie po tym, co zrobiła z Nicholasem. Na jej twarzy pojawił się rumieniec, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że Gabriel ją zobaczył. W szlafroku.

- Ellen? – zapytał ostrożnie.

Zbliżyła się do niego i poczuła jego zapach. Nie odważyła się spojrzeć mu w twarz.

- Co robisz sama o tej porze? – wydawał się zaniepokojony.

- Musiałam się przejść. Tylko tyle.

Zerknęła na niego Nie, nie mogło chodzić tylko o włosy. To było coś innego. Dzikość w jego oczach nie była wynikiem gry świateł. Wydobywała się z wnętrza i żarłocznie przebijała przez pancerz ochronny, który cały czas nosił. Rysy jego twarzy się wyostrzyły. Był piękny, niczym anioł śmierci. Ta dzikość, która pochłonęła jego łagodność uderzyła w jej serce. Przeraziła się jej.

Wciąż opierał się o drzwi. Powoli założył ramiona na piersi, a jego oddech stał się chrapliwy i urywany, kiedy na nią patrzył.

- Nie powinnaś sama chodzić po domu o takiej porze. Mamy tu obcego magicae – szepnął.

Jego głos był niski, głęboki, groźny.

- Nic mi nie zrobi – powiedziała zatrzymując się przed nim. Stali od siebie w odległości kilku metrów. Ellen dojrzała, że Gabriel musiał grać na fortepianie, bo papier nutowy był rozrzucony na podłodze. Zobaczyła też skopaną pościel i zakrwawiony strój bitewny porzucony pod łóżkiem. Kiedy ogień z kominka zakołysał się od przeciągu, Ellen dostrzegła na spojeniu kości łonowej Gabriela strużkę krwi, której nie domył.

Zrobiła krok w jego stronę, a on błyskawicznie się cofnął, jakby rażony piorunem. Zmarszczyła brwi, ale nie skomentowała tego. Jego twarz była teraz skryta w głębokim cieniu. Nie dostrzegała już jej rysów.

- Nie powinnaś też sama przechadzać się z innych powodów – powiedział miękko.

Zatrzepotała rzęsami.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now