Rozdział 57

182 15 0
                                    

Hiron leżał na śpiworze z rękoma skrzyżowanymi pod głową. Musieli zrezygnować z poszukiwania Calona. Mag nie był w stanie go wyszukać nawet po śniadaniu. Jego magia jeszcze się nie zregenerowała. Pozbył się jej naprawdę dużo i był osłabiony.

Nicholas i Gabriel krzątali się przy nim właściwie przez prawie cały dzień. Byłoby to nawet urocze, gdyby ich tak nie znosił. Wydawali się zdruzgotani faktem utraty calanhe, ale za to naprawili relacje między sobą. Odetchnęli z ulgą i znowu mogli być teraz swoimi frater. Na jak długo? Nie wiedzieli.

I oczywiście nie znosili Hirona za to, że zajął ich miejsce. Spełnił się chyba największy koszmar Nicholasa. Mag uniósł kąciki ust w złośliwym uśmiechu. Pozbyłby się magii raz jeszcze, byle zobaczyć ponownie minę Nicholasa.

Wkrótce jednak chłopak pojął, że mag musiał ratować życie Ellen i wbrew sobie był mu wdzięczny. Hirona zastanawiało jednak, że połączenie jego magii i magii Ellen poprzez zaklęcie krwi w jakiś sposób okazało się silniejsze od calanhe. Nie potrafił tego rozgryźć, choć myślał o tym na okrągło i to stanowiło jedyne rozwiązanie podzielenia się magią.

Miał jednak świadomość tego, że to, co połączyło go z Ellen w tej chwili musi przejść na dalszy plan. Najważniejsze było odnalezienie Calona, bo taki był cel ich misji i od jej powodzenia zależało życie wszystkich bellator, a także Ellen.

Pomimo tego, że nie mógł odbyć pełnej wizji, to wkrótce zaczął wyczuwać Calona. Byli zaledwie kilkanaście kilometrów od nich. Mag postanowił, że powinni już ruszyć w ich stronę. Jego magia regenerowała się przez cały czas, nawet podczas wędrówki.

Spakowali więc obóz. Atmosfera wyraźnie się zmieniła i wszyscy stali się podenerwowani. Narzucając na siebie plecaki, postanowili, że Nicholas uda się na zwiady. Zabrał strzały, łuk i bezgłośnie wszedł w leśne zarośla. Wrócił pół godziny później, stwierdzając, że teren jest czysty. Ruszyli więc przed siebie w las. Drzewa rosły znacznie gęściej i powoli rodziły liście, które dość dobrze ich maskowały.

Wędrowali już jakiś czas, kiedy Hiron poczuł szarpnięcie w sercu. Ellen.

Wyraźnie nie radziła sobie z jego magią. I bardzo się jej bała, co było kompletnym idiotyzmem. Hiron miał przecież wszystko pod kontrolą. I w tej chwili nie czuł żadnego zagrożenia. Musiał jednak poświęcić jej kilka minut. Zachichotał, widząc zniszczenie w suficie. Nicholas i Gabriel spojrzeli na niego jakby postradał zmysły. W odpowiedzi rzucił wiązką magii i obaj w towarzystwie przekleństw omal się nie przewrócili.

Usłyszeli cichy ruch nieopodal. Nicholas delikatnie ściągnął z pleców łuk i wycelował w stronę, z której dochodził hałas. Gabriel przyjął postawę bojową, a Hiron cóż... Hiron właśnie droczył się z Ellen. Usłyszał jednak zduszone przekleństwo Gabriela i szybko się z nią pożegnał.

Błyskawicznym ruchem ściągnął z ramienia miecz i czujnie obserwował okolicę.

Usłyszeli głośne kroki i rechot.

Pasożyty.

Nie było ich dużo. Zaledwie piątka. Nicholas naprężył mięśnie i skoczył lekko na zwalone drzewo, by być wyżej i mieć lepszy widok na cel. Posłał równocześnie trzy strzały, które utkwiły jedna obok drugiej w gardle zwalistego pasożyta. To wystarczyło, by jego głowa trzymała się jedynie na cienkim pasku skóry. Parasitus po chwili padł trupem.

- Nicholasie! – wrzasnął Hiron. – Łuk!

Nick zobaczył szóstego pasożyta powoli wyłaniającego z gęstwiny, którego wcześniej nie zauważyli. Było zbyt późno, by wyciągnąć miecz, a łuk nie zabiłby go, tylko rozwścieczył. Rzucił więc nim i dwiema strzałami w stronę Hirona, który niedbale złapał go w lewą dłoń i ekspresowym ruchem wypuścił groty wbijając je w oczy parasitus. Nick lekko skoczył w dół i sztyletem obciął głowę napastnikowi.

Tron z kości [18+]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt