Rozdział 46

235 20 10
                                    

Wszyscy zgromadzeni bellator  ze zniecierpliwieniem oczekiwali na przybycie bardzo spóźnionego Hirona. Wkrótce ciche, poirytowane westchnięcia przerwało jego nagłe wtargnięcie. Najpierw zatrzepotała niebieska peleryna, po chwili drzwi trzasnęły z hukiem i w końcu mag upadł dramatycznie na wolny fotel przy kominku.

Przypatrywał się wszystkim po kolei spod na wpółprzymkniętych powiek, leniwym wzrokiem obdarzając każdego z osobna i nieznośnie przedłużając milczenie. Westchnął głośno i wygodniej rozwalił się na fotelu, wyciągając długie nogi. Dziecinnym gestem założył ramiona na piersi, wykrzywiając nadąsane wargi w znudzonym uśmieszku. Kiedy cisza stała się boleśnie uciążliwa w końcu zabrał głos.

- Jak już doskonale wszyscy wiemy, pasożyty mają wzmocnioną broń. To mieszanka ich magii i magii sanguis – dodał po niewiarygodnie długim czasie, kiedy bellator zaczęli już wiercić się na swoich miejscach. Po sali przebiegł szmer. – Petroniusz musiał planować to bardzo długo. Zebrał spore zasoby krwi. Cóż, właściwie rasa sanguis całkowicie wyginęła przez jego podłe eksperymenty. Mam jednak pewne podejrzenia, co do waszej ukochanej sanguis. Myślę, że przetrzymywał ją latami, badając jej krew. Te szesnastoletnie przerwy? Litości – prychnął. – Musiał znaleźć jakiś sposób, żeby czerpać z niej jak ze studni bez dna. Była jego największą bronią, chociaż nie miała o tym zielonego pojęcia. Wydaje mi się, że przez cały ten czas, kiedy znikała, to spędzała tę słodką prekluzję ze swoim dziadem.

Hiron relacjonując wszystko bezbarwnym tonem nawet na nią nie spojrzał. Zamiast tego w jego dłoniach pojawiła się szklaneczka brązowego alkoholu, który powoli sączył, mrużąc czarne oczy.

Ellen przełknęła z trudem ślinę. Gardło miała skurczone do granic możliwości. Mówił o niej tak bezosobowo, jakby była niczym więcej, niż kimś obcym. Do tego teoria jakoby Petroniusz wykorzystywał ją do swoich niecnych planów, całkowicie wytrącała ją z równowagi.

Nicholas ścisnął mocniej jej dłoń. Jedynie siłą woli powstrzymała zdradzieckie łzy. Wszyscy na nią patrzyli.

- To dlaczego ostatecznie zawsze pozwalał mi wracać do domu? Jaki miał w tym cel? – wycedziła przez zęby.

Hiron wzruszył ramionami. Był chłodny i opanowany.

- Może chciał uśpić ciekawość bellator? Zwróć uwagę, że inni sanguis zaczęli znikać dopiero niedawno. Może później odkrył jak czerpać ze słabszych? Co by się stało, gdyby jedna z najsilniejszych rodzin nagle straciła źródło mocy? Wszyscy zaczęliby coś podejrzewać. Zaginięcie sanguis to nie błahostka. – Wychylił szklaneczkę do końca i rzucił ją na stół. Z brzękiem zatrzymała się na środku blatu.

- I w końcu znalazł sposób, by testować na innych sanguis. Poza tym, było mu na rękę, że nagle wszyscy bellator  tracą siły bez ich wsparcia – dopowiedział Nicholas.

- Dlaczego więc nie skrzywdził mnie, kiedy mieszkał tutaj przez tyle czasu? – dopytywała Ellen. – Miał wiele okazji, a bellator  już i tak wiedzieli, że dzieje się coś złego.

Hiron zmrużył oczy i parsknął z rozdrażnieniem.

- Nie mam pojęcia. Może się tobą zabawiał? Poza tym nie możesz być pewna, że nie robił ci krzywdy. Wiesz doskonale, że machnięciem dłoni mogę cię unieruchomić. – Ellen spąsowiała, przypominając sobie, że zrobił to w łóżku. Hiron uniósł jedynie kącik ust. – A pamięć miałaś już tak często wymazywaną, że z mózgu powinna ci zostać papka. - Odwrócił od niej wzrok.

- Czyli od samego początku mieliśmy do czynienia z Petroniuszem? – zapytał Nicholas, niespokojnie poruszając się na krześle.

- Och nie. Wydaje mi się, że przyjął jego tożsamość, kiedy odbiliście go z kryjówki pasożytów.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now