Rozdział 51

211 21 7
                                    




Kiedy jeszcze noc walczyła ze świtem o dominację, Ellen obudziło ciche pukanie do drzwi. Nakładając na siebie szlafrok i naciskają klamkę ujrzała Gabriela i Nicholasa, kryjących się w mroku. Obaj mieli na sobie bojowe stroje, pasy ze sztyletami, a Nick dodatkowo łuk z wypełnionym kołczanem.

Serce Ellen ścisnęło się jeszcze mocniej, kiedy uświadomiła sobie, że Hiron zarządził wymarsz już dzisiaj. Pomyślała, że to przez nią. Chciał uciec od niej jak najszybciej i odszedł bez słowa. Jednak nie, pożegnali się przecież, myślała gorączkowo. Postanowiła to zignorować i zaprosiła ich do środka.

Uśmiechali się do niej, ale te uśmiechy były wymuszone. W ich ciałach wyczuła sprężystość i gotującą się krew. Przeszli w tryb drapieżnika i pomimo tego, że misja była niezwykle niebezpieczna sprawiali wrażenie szczęśliwych i podekscytowanych.

- Hiron zarządził, że wyruszamy o świcie – odezwał się Nicholas.

- Ach, Hiron – wyszeptała i usiadła na łóżko. – Ale nie przeprowadził przecież ceremonii...

- To nic – próbował uspokoić ją Gabriel – sama jesteś wykończona. Byłoby okrutne, gdybyśmy mieli jeszcze czerpać z ciebie.

- To nieprawda. Zrobiłabym wszystko, żeby wam pomóc, a on zachował się jak tchórz, jakby uciekał przede mną... - zawahała się i zdławiła przekleństwo. Powiedziała im za dużo.

Gabriel odwrócił wzrok i Ellen pojęła, że zauważył jej zawstydzenie. Nicholas z kolei zacisnął pięści.

- To nie ma znaczenia jaki miał powód – szepnął. – Sam jednak myślę, że już czas wyruszyć. Jesteśmy przygotowani, a im dłużej zwlekamy, tym większe prawdopodobieństwo niepowodzenia misji. Nic więcej nie osiągamy przekładając termin.

- Rozumiem, ale przeraża mnie świadomość, że to dzieje się już teraz. To takie realne. – Podniosła się i przytuliła do Nicholasa, a potem Gabriela. – Chciałabym, żeby to się skończyło. Pragnę zapomnieć o tym. Chcę żebyście byli bezpieczni i nic wam nie groziło. Nie mogę znieść myśli, że któremuś z was stanie się krzywda.

Gabriel błysnął zębami w przelotnym uśmiechu i ucałował ją w policzek.

- Wszystko będzie w porządku. Wrócimy do ciebie, moja calanhe.

Ellen wciągnęła głośno powietrze i zerknęła na Nicholasa. Ten jednak uśmiechał się do niej i ucałował czubek jej głowy, obejmując niedźwiedzim uściskiem.

- Nadszedł już czas – powiedział z zadumą Gabriel, patrząc na powoli sączący się świt.

Ellen patrzyła jak odchodzą i bezgłośny szloch wstrząsnął jej ciałem. Dziura w piersi, gdzie wcześniej było doskonale jej znane calanhe zapiekła ją ogniem bólu. Przeraźliwy strach zmroził jej krew w żyłach, a magia zatańczyła między palcami.

Schowała dłonie pod udami i usiadła na nich, próbując powstrzymać ich drżenie. Miała złe przeczucia, ale musiała je stłamsić. Nic już nie mogła uczynić.

***

Gabriel, Nicholas i Hiron stali w holu, czekając na pojawienie się powozu. Był blady świt i do wyjścia odprowadziła ich tylko Iris, która po macierzyńsku wyściskała frater. Mag w tym czasie wyglądał przez okno i obserwował nieciekawy krajobraz.

Miał na sobie podróżną pelerynę, błękitną chustę związaną na nadgarstku, czarną koszulę i skórzane ocieplane spodnie. Magicae rzadko marzli, ale wolał nie kusić losu, tym bardziej, że jego magia niemal całkowicie się wyczerpywała. Powoli jednak jego oczy przybierały kolor czerwieni świadczącej o powracającej mocy. Mimo wszystko klął na swoją głupotę. Użył wczoraj magii... Niewielką, maleńką część, ale każda wiązka była ważna.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now