Rozdział 4

479 44 2
                                    




Carla nie kłamała. Dała jej pospać na tyle długo, że naprawdę czuła się wypoczęta. Wszakże wszystkie mięśnie miała obolałe, a w głowie łupało, to jednak obudziła się z czymś na kształt spokoju. Miała trochę pytań do tych osobliwych osób, ale postanowiła, że podejdzie do tego z otwartą głową.

Nie mogła przecież zaprzeczyć, że widziała te dziwne istoty o żółtych oczach i broczące żółtą krwią. Wielu z nich z jakiegoś powodu próbowało ją zabić. I musiała dowiedzieć się dlaczego.

Carla ubrała ją w przepiękną muślinową błękitną sukienkę i ułożyła włosy w miękkie loki. Gdy Ellen już osamotniona przeglądała się w lustrze, uznała, że nawet ładnie by wyglądała, gdyby nie ta chorobliwa bladość. Naraz spadła z krzesła, obezwładniona przez ogromny ból w skroniach.

Widziała jak przed nią w męskim czarnym stroju biegnie Iris. Spojrzała w dół i zobaczyła, że ma na sobie takie same czarne spodnie. Biegły na złamanie karku. Coś ich goniło. Przed nimi zamajaczyła ciemna linia brzegowa rzeki Bear. Ellen skoczyła w jej śmierdzącą lodowatą otchłań zaraz za Iris.

Kolejna wizja: poznawała ten pokój. To jest ten pokój. Wyglądał jednak inaczej. Bardziej staroświecko. Kiedy spojrzała w lewo dostrzegła swoje odbicie. Była taka sama, a jednak inna. Jej twarz wydawała się spokojna i opanowała. Zerknęła w górę. Stał przed nią mężczyzna. Widziała tylko jego szeroką pierś. Wizja minęła.

Kolejna: nie wiedziała skąd to wie, ale była przekonana, że rozmawia z magiem. Jego twarz nie była ani stara, ani młoda. Wpatrywał się w nią bez wyrazu, a ona drżała pod jego spojrzeniem. Ujął jej dłoń w swoją – gładką, bez linii. Z jego palców popłynęły strużki czerwonej magii. Kiedy dotknęła jej skóry, Ellen wrzasnęła z oszałamiającego bólu.

Kolejna: leżała w wannie zanurzona do samej szyi. Jej dwie ręce były wyciągnięte poza brzegi. Otaczało ją bardzo dużo ludzi, ale nie wstydziła się swojej nagości. Nadgarstki miała związane rzemieniami. Z nabrzmiałych żył sączyła się krew prosto do ozdobnych czarnych kielichów. Patrzyła na to beznamiętnie. Chciała szerzej otworzyć oczy, ale nie mogła. Zdawało jej się, że widzi Violet. Tak, rozpoznałaby jej rude włosy, ale to nie było możliwe. To nie mogła być Violet, bo Ellen miała świadomość, że to rok 1565.

***

Nick był poruszony tym, co zobaczył. Szedł do pokoju Gabriela, ale światło w pobliskiej komnacie przyciągnęło jego uwagę. Mógł się domyślić, powinien, musiał się domyślić, że Ellen znajduje się w środku, ale i tak zerknął. Na szczęście nie widział zbyt wiele. Ledwie zarys wilgotnego obojczyka i zagłębienie w szyi. Stał jednak w miejscu jak idiota, jakby przyrósł do podłogi, a ona wtedy spojrzała w lewo. Uciekł stamtąd jak głupiec. Może mnie nie widziała, może byłem zbyt daleko, może było zbyt ciemno.

W końcu pełen emocji poszedł do pokoju Gabriela i zapukał dwukrotnie z mocnym postanowieniem zapomnienia o całej tej sytuacji.

- Proszę, wejdź Nicholasie.

Nick otworzył drzwi. Gabriel siedział na fotelu z przymkniętymi oczami. Krew z jego rany przeciekła już na spodnie i rozlała się na nich plama. Nicholas przeklął pod nosem.

- Martwi mnie to obrażenie – powiedział cicho. – Dlaczego nic z nią nie robisz?

Rozwścieczało go, że jego frater ma kłopoty ze zdrowieniem. Dotychczas leczenie ran trwało od kilkunastu sekund do kilku godzin w zależności od miejsca usadowienia rany, wielkości oraz narzędzia. Teraz Gabriel znacznie dłużej dochodził do siebie. Mieli pewne podejrzenia co do przyczyny, ale świadomość, że mogą być prawdą przerażała Nicholasa tak bardzo, że starał się o tym nie myśleć. Stanął obok niego, wyciągnął sztylet z buta i rozciął jego spodnie. Gabriel się nie poruszył.

Tron z kości [18+]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang