Rozdział 65

151 16 0
                                    


Ellen dotychczas nie zdawała sobie sprawy jak bardzo kocha Hirona, dopóki nie ujrzała jak słabo trzepoczące jeszcze przed chwilą powieki, okrywają czerwone, a teraz fioletowe właściwie tęczówki maga.

Silor wciąż szalał, nic sobie nie robią z rzucanych w jego stronę sztyletów. Godziły w jego kark, ramiona i kręgosłup. Choć puścił Hirona, to wciąż stabilnie trzymał się na nogach. Ellen wiedziała, że musi dotrzeć do ukochanego i zrobić coś. Cokolwiek. Cokolwiek, by mu pomóc. Nie mógł przecież umrzeć na jej oczach. Nie teraz, nie w ten sposób, po prostu nie tak.

Zrobiła to, czego nauczył ją Hiron i zagłębiła się w sobie, poszukując magii. Nie była to magia przystosowana, by leczyć magów, ale musiała spróbować wszystkiego, bo nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby tego nie uczyniła.

Rzuciła przez ramię błagalne spojrzenie w stronę Nicholasa, który ledwo zauważalnie skinął głową i ekspresowym ruchem, sięgnął po łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Puścił grot, który wbił się w kark Silora zaraz obok sztyletu.

Silor, ich sprzymierzeniec i przyjaciel padł na kolana, a potem na brzuch. Gabriel i Nicholas dopadli do niego, pieczętując magią jego dłonie. Ellen upadła obok Hirona, którego pierś ledwo się poruszała. Otworzył oczy i uderzyła ją ich fioletowa barwa, która zwiastowała krańcowe wyczerpanie.

Przyłożyła dłonie do rany i poczuła jak ciepła krew plami jej palce. Hiron chciał patrzeć na nią, bo wiedział, że to jego ostatnie minuty. Wydawało mu się, że uniósł dłoń, ale płasko leżała na brzuchu.

Ellen widząc jego ukochaną twarz zamarła z przerażeniem w oczach. Cały był skąpany w krwi. Nieprzyjemny ucisk ścisnął ją za gardło. Pamiętała martwego Nicholasa, widziała, ile krwi w nim było, ale to, co teraz działo się z Hironem było znacznie większym koszmarem.

Cała jej suknia zajęła się czerwienią. Kolana ślizgały się w jego krwi, a w nos uderzył jej żelazny zapach. Nie wiedziała, co ma zrobić. Bała się go dotknąć, by nie narobić większych szkód. Calon powinien go ratować, ale padł bez świadomości. Chciało jej się wyć z rozpaczy.

Hiron otworzył usta, z wnętrza których wypłynęła krwawa bańka. Jej ukochany w końcu stracił świadomość. Dłonie bezwładnie osunęła się z brzucha. Odsłoniła koszulę i ujrzała długą, szeroką ranę od mostka po pępek.

Zamknęła oczy i wiedziała, że nie ma nic do stracenia. Jego serce biło słabo. Skupiła się i zrobiła tak, jak ją uczył. Odcięła wszelkie impulsy, skupiając się tylko na poszukiwaniu w sobie srebra. I przywołała je. Wtargnęło w jej żyły i dłonie i przelało się dalej do brzucha, nóg, a nawet stóp. Oślepił ją jej własny blask. Krzyknęła z wysiłku i spojrzała w dół.

To nic nie dało. Nic nie dało. Z kącika ust Hirona nadal płynęła strużka krwi. Na policzku miał czerwone smugi od palców, którymi dotknął twarzy. Rana nie zasklepiła się wcale. Ellen myślała gorączkowo. To nie mogło być to. To nie mógł być koniec. Szamotała się i nagle zrozumiała. Tak, zrozumiała. Sięgnęła w niego. Tak, w niego. Głęboko. Głębiej, niż kiedykolwiek była w sobie.

Znała jego magię. Śpiewały do siebie. Była już w nim, więc z łatwością odnalazła jego czerwień. Zaledwie mały płomyk. Szarpnęła go. Tylko trochę. Wiedziała, że nie może zabrać więcej, bo wtedy wszystko przepadnie. Nie była pewna, czy wie, co robi, ale nie miała niczego do stracenia.

Wsunęła go w siebie i poczuła wszystko, co w nim kochała. Jego łobuzerski uśmiech. Dźwięk głosu, kiedy mruczał komplementy do ucha. To jak jego oczy przeskakują od czerwieni do czerni i na odwrót. Jego książkowy zapach i siłę ramion, kiedy ją w nich trzymał.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now