13. Czas wrócić na stare śmieci 🎤

271 23 1
                                    

- Stresujesz się?

- Nie za bardzo. Jestem bardziej podekscytowany niż zestresowany, ale stresu nie wykluczam - powiedział, patrząc na swoją stylistkę w lustrze.

Walia, to właśnie ona otwierała jego pierwszą solową trasę, to od niej wszystko miało się zacząć. Cieszył się i nie mógł się doczekać, kiedy wejdzie na scenę i zaśpiewa kilka swoich utworów, a to wszystko zrobi od serca dla Louisa.

Jak o Louisie mowa to kontakt z nim naprawdę się polepszył, zaliczyli tylko dwa spotkania, a Harry czuł się jakby przez te dwa lata byli razem, bez Nicka, Eleanor i innych ustawek. Niestety po urodzinach bruneta nie mogli się więcej razy spotkać, obaj mieli napięte grafiki. Harry miał lekcje śpiewu, przygotowania do trasy, spędzanie czasu w studiu i biurze oraz wiele innych. Louis za to ponownie zaczął chodzić na piłkę nożną, chciał oderwać się od rzeczywistości i wrócić do meczów, na razie bez Harrego, ale możliwe, że w późniejszym czasie już z nim.

Teraz dla Harrego nie liczyło się nic, tylko Louis i dobre rozpoczęcie trasy. Jego życie nabrało większego sensu, jego dni były kolorowe i szczęśliwe, a nie szare i ponure. Teraz ponownie miał dla kogo żyć i walczyć, wszystko to za pośrednictwem jednej rozmowy w wigilie, w ten magiczny świąteczny czas - czyli jednak w wigilie spełniają się wszystkie marzenia.

- Jesteś gotowy! - klasnęła w dłonie i odłożyła specjalny szpikulec na stolik. - Gitara i wychodzisz? - zapytała, zaczynając sprzątać swoje stanowisko.

- W teorii mam jeszcze piętnaście minut, więc tak. Wezmę ją i tylko pójdę się odświeżyć, a później wyjdę, może jeszcze przed czasem - pokiwał głową, wstając. - Dziękuje za bardzo dobre przygotowanie

- Nie ma sprawy, taka moja praca - uśmiechnęła się do niego. - Przynieść ci gitarę?

- Poproszę - oddał uśmiech, spoglądając na blondynkę.

Grace była jego stylistą, znał ją już od kilku dobrych lat, była jego przyjaciółką. Nie traktował jej jak pracownice, nikogo nie traktował jak pracowników, każdy z jego teamu był jego przyjacielem, ale Grace była jedną z ważniejszych.

To do niej mógł zawsze się odezwać i wygadać, gdy było u niego źle.

- Grace? - zapytał, przyciągając uwagę dziewczyny. - Będziesz wypatrywać Louisa?

- Jasne, oczywiście - zachichotała, kiwając energicznie głową. - Wspominał ci, że będzie?

- Nic, a nic. Myślę, że mógłby być... ale nic nie sugeruje, bo wyjdzie z tego okrągłe nic. Nie jesteśmy od siebie daleko, jeśli jest w Doncaster to dzieli nas tylko niecałe cztery godziny drogi!

- Prędzej czy później się pojawi, Hazza - pokazała kciuka do góry i dotknęła klamkę. - Pojadę po twoją gitarę, zaraz wracam

I Harry został sam, z uśmiechem na twarzy i cichą nadzieją spotkania Louisa. Nie umiał kłamać, ale już za nim tęsknił i chciał go ponownie spotkać i wyjaśnić kolejne rzeczy.

Raz, dwa, trzy...

- Open up your eyes... - poruszył strunami swojej gitary elektrycznej i wkroczył na scenę.

Scena była o wiele mniejsza niż ta dotychczasowa, fanów też było o wiele mniej, był zamknięty w małej hali, która ledwo mieściła pięć tysięcy osób. Czuł się dziwne, ale wiedział, że da z siebie ponad sto procent i nie będzie przejmować się swoją publicznością. Ta mała publiczność była jego, tylko i wyłącznie jego.

- My-my-my only angel! - sapnął głośno, poczuł zadyszkę, a była to dopiero pierwsza piosenka.

Usłyszał pisk, który wywołał na jego twarzy uśmiech. Spojrzał na swój garnitur, cóż jego styl zmienił się. Zrezygnował z obcisłych spodki i ograniczył koszulę, przejął nowy styl. Ogromne dzwony, które na co dzień zamieniał na zwykłe dresy. Na trasę wybrał jednak eleganckie garnitury i szerokie spodnie, czyli zwykłe dzwony.

Between two singers → larryWhere stories live. Discover now