63. Dziękuje za wysłuchanie 🎤

109 9 0
                                    

Generalnie na dominikanie spędzili łącznie dziesięć dni, w późniejszym czasie myśleli, aby przedłużyć swój pobyt do dwóch tygodni, ale liczyli się z małym Freddiem, który z każdym dniem zaczynał marudzić o powrót ich rodziców, cóż nic dziwnego... w końcu wyjeżdżali bardzo często albo oddawali go w inne ręce.

Chcieli to zmienić, ale wydaniu albumów. Musieli jeszcze takim trybem trochę wytrzymać, niestety taka praca, której nie można zastąpić.

Wrócili do rzeczywistości, Harry w ostatnim czasie był strasznie zabiegany... latał od sesji do sesji, do swojego biura i tak nagrywał inne wersje swoich piosenek, które miały pojawić się w winylach, miały być to specjalne nagrania do specjalnych egzemplarzów.

To też nie było takie łatwe zadanie, przynajmniej kiedy spało się po pięć godzin dziennie i harowało od rana do wieczora. Taka passa trwała trwa tygodnie, po drodze nawet rozpoczęły się pogodowe przygotowania do pełnej jesieni, ale to było mało ważne. Ważne było zdrowie i samopoczucie młodszego.

Jak był w domu, przez cały czas siedział na telefonie, Jeff stwardził, że to on powinien pozałatwiać sobie ostatnie formalności, co dla Louisa było kompletną bzdurą. Nie rozumiał tego człowieka, takie obowiązki powinny zostać załatwione przez menadżera.

- Hazz, proszę cię. Usiądź na chwilę i odpocznij, to nie jest zdrowe dla ciebie - westchnął, prosząc go po raz kolejny o to samo.

- Czekam na ważny telefon, nie mogę - stwierdził, zaczynając krążyć po całym pokoju.

- Jeff jest idiotą, nie powinien narzucać na ciebie jego obowiązków. Wyglądasz tak jak kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy po przerwie. Wielkie sińce pod oczyma, ochrypnięty głos, a w dodatku się przeziębiłeś - spojrzał na niego, faktycznie jego nos był czerwony jak ten renifera.

- Muszę to zrobić i tyle, czuje się bardzo dobrze - wywrócił oczyma, a chwilę później zaczął kaszleć. - Bardzo dobrze się czuje, więc nie wymyślaj mi choroby - postawił sprawę jasno, nawet wskazując na Louisa placem.

- Sam siebie zaprzeczasz - westchnął głośno, ale powiedział to prawie nie wydając z siebie dźwięku.

A w tym czasie po pomieszczeniu rozniósł się odgłos połączenia, które brunet odebrał od razu.

- Harry Tomlinson, um... Harry Styles z tej strony - uśmiechnął się nerwowo, czując faktycznie, że coś z jego głosem jest nie tak. - Tak, tak na albumie widnieje tylko nazwisko Styles, nie chce aby moje prawdziwe było widoczne w Internecie jako główne, dlaczego wszędzie mam je tylko w nawiasie. Zostawiam je mojemu mężowi - zaśmiał się, a Louis pokiwał głową. Jego głos z każdą minutą coraz bardziej przestawał działać.

Wtedy też wstał i podszedł do kuchni, wstawił wodę na herbatę i do kubeczka wsypał leki na przeziębienie, mógł je spokojnie wymieszać z innym napojem, dlatego zdecydował się na herbatę owocową. Podczas, kiedy woda gotowała się on szybko i po cichu udał się do ich sypialni, chciał zabrać z garderoby kocyk, najgrubszy kocyk jaki posiadali.

Zrobił to, a kiedy wrócił, Harry znowu siedział na telefonie, tym razem odpisywał komuś lub po prostu coś pisał. Nie wiedział, nie chciał dopytywać. Wrócił do kuchni, ale zalał tylko herbatę i wymieszał, zabrał ją i przeniósł do pokoju. Postawił na stoliczku i srogo spojrzał na Harrego, który i tak nie zwrócił na niego uwagi.

- A teraz ładnie położysz się tutaj i wygrzejesz oraz wypijesz herbatę. Odłożysz telefon i nie chce słyszeć tutaj żadnego, że masz jeszcze kilka ważnych spraw. Te sprawy nie powinny cię interesować, to powinien zrobić Jeff - powiedział stanowczo, jak przez ciało Harrego przeszedł zimny dreszcz. - Nie chciałem cię wystraszyć, tylko się o ciebie martwię. Do wydania albumu zostały tylko dwa miesiące, a z chorym gardłem raczej nic z tego nie wyjdzie

Between two singers → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz