54. Teraz proszę mi go oddać 🎤

132 11 1
                                    

Randka była idealna, jednak nie dla Louisa. Chciał go naprawdę przeprosić za swoje zachowanie, ale stchórzył, nie wiedział dlaczego, po prostu coś go zatrzymało i tego nie zrobił. Czuł, że Harry chciał wyjaśnień i szczerych przeprosin.

Dni miały normalnie, nawet Freddie wrócił do domu, to on dopiero wtedy wypełnił pusty i szary dom, wprowadzając w niego życie. Harry momentalnie przestał się obwiniać, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech, ba bywały gorsze momenty, ale były one tylko chwilowe.

Louis był z niego bardzo dumny.

W międzyczasie Harry zaczął naprawdę intensywnie działać z albumem, jeździł do studia z Louisem, przez co jego czas płyną o wiele szybciej. Nagrywanie piosenek mogło okazać się czystą przyjemnością, a wystarczyło mieć przy sobie tylko i wyłącznie ważną dla siebie osobę.

Drugi tydzień czerwca przyniósł im piękną pogodę, idealną na ponowne długie spacery po lesie, całą piątką, oni, Freddie i psy. Chcieli tak spędzać popołudnia codziennie, jednak praca starszych na to nie pozwalała, Harry musiał odbyć sesję do albumu, a Louis także musiał rozpocząć nad nim pracę.

W jeden weekend odwiedzili rodzinę Louisa, chcieli zobaczyć jak oni się trzymają. Ku jego zaskoczeniu każdy z nich na twarzy miał ogromny uśmiech, nawet Jay, która przez napływ emocji trafiła do szpitala jeszcze dwa razy... jednak teraz było lepiej i mogło być jeszcze lepiej.

Najsmutniejsza sytuacja sprzed dwóch tygodni była od Freddiego, który podczas pobytu u dziadków zapytał się ich dlaczego nie ma z nimi jego cioci Fizzy, a jej pokój jest pusty. Louis zabrał sprawy w swoje ręce i wytłumaczył maluchowi wszystko, tak aby ten to zrozumiał, było to trudne i strasznie trafiło w jego serce, a Harremu aż pociekła łezka.

Freddie był naprawdę mądrym dzieckiem, z jego puenta zamurowała wszystkich.

„Ciocia Fizzy teraz została pięknym aniołkiem i będzie na nas patrzeć oraz uśmiechać się do nas, a może i nawet czasami machać!"

To rozkruszyło serca wszystkich, dosłownie wszystkich.

Kolejne czerwcowe popołudnie, kolejne wspólne czerwcowe popołudnie. Wybrali się na spacer, pogoda z każdym dniem dopisywała jeszcze bardziej, a Freddie wręcz ciągnął na świeże powietrze, nie zabraniali mu tego, woleli to niż siedzenie w domu z telefonem bądź teletem w dłoni.

Zabrali też psy, ale to było oczywiste, biegały one luzem, znały bardzo dobrze ten teren, więc o nie, nie musieli się martwić. Swoją uwagę mogli poświęcić, tylko i wyłącznie małemu Freddiemu.

- Taty? A mówiłem wam, że was kocham? - zapytał, odwracając się i spoglądając na trzymające się za ręce małżeństwo.

- Mówiłeś wiele razy, ale my udajemy, że wcześniej tego nie słyszeliśmy - zaśmiał się Louis, spoglądając na uśmiechniętego Harrego.

- To kocham was! - klasnął w dłonie i zaczął głośno chichotać.

- Kochamy ciebie również, bardzo mocno - odpowiedzieli dosłownie to samo, co wywołało większy chichot od strony malucha.

Odwrócił się i wrócił do równego maszerowania i oglądania kwiatów, drzew i krzaczków. Louis pozwolił sobie nawet wykonać zdjęcie bez twarzy chłopca, które wstawił na swoją relację... ich życie wracało do normy, a może i nawet już wróciło.

Clifford i Bruce wesoło biegali niedaleko nich, zabierając wszelkie patyki i przynosząc im, aby ci im rzucali i tak było w kółko, aż do momentu, w którym psiaki się nie zmęczyły. Zawsze byli na to przygotowani, Harry w swojej torbie nosił dwie składane miseczki i wodę dla nich i zwierzaków.

Between two singers → larryWhere stories live. Discover now