140

238 10 0
                                    

Loch był wąski, ciemny i śmierdział wilgotnym powietrzem i śmiercią.

Myśl o Lunie Lovegood, ze wszystkich ludzi, znajdującej się tu zupełnie samej, sprawiła, że dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie; kontrast między jej żywiołową osobowością a panującą tu atmosferą był ogromny.

Jej stan niczego nie poprawiał.

Wciąż miała na sobie czerwony golf, choć wyglądał na znacznie bardziej zniszczony niż ostatnim razem, gdy ją widziałam. Na materiale i jej bladej twarzy były plamki brudu - siniak pod lewym okiem wciąż był widoczny.

Kiedy nas zauważyła, uśmiechnęła się. Pomimo tego wszystkiego, wciąż obdarzała nas swoim beztroskim uśmiechem.

"Och, jak miło widzieć więcej przyjaznych twarzy" powiedziała swoim zwiewnym głosem, przechylając głowę po wejściu w nasze pole widzenia.

Westchnęłam, czując ulgę, że wydaje się być w porządku i wyciągnęłam ręce przez kraty, by chwycić jej dłoń w swoją. Musiałam się powstrzymać przed mocnym uściskiem, pomimo dzielącego nas metalu.

"Wszystko w porządku? Czy oni cię krzywdzą?" Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się wobec niej opiekuńcza. Wiedziałam, że jest bardzo zdolna do zadbania o siebie; pokazała to przy wielu okazjach.

Chociaż teraz, w słabym, niepochlebnym świetle, uwięziona w mokrym i spleśniałym lochu, wydawała się taka bezradna; zdecydowanie ostatnia osoba, która powinna tu być.

"O nie. Nie postawili tu stopy od mojego pierwszego przybycia" zaczęła wyjaśniać. "Muszę przyznać, że nie jestem pewna, jak bym się czuła, gdybym nie miała towarzystwa. Ale w większości przypadków jest w porządku".

Chociaż poczułam ulgę, nie mogłam po prostu zignorować informacji, które właśnie mi wyjawiła. Jedno spojrzenie na Draco pokazało, że nie był tak zaskoczony jak ja.

"Towarzystwo?" zapytałam ze zmarszczonym czołem, nie do końca pewna, kogo mogę się spodziewać w lochach razem z nią. To była dziwna myśl i przez chwilę pomyślałam, że może po prostu wymyśliła sobie wyimaginowanego przyjaciela, albo spotkała ducha, który ją pocieszył, ale wtedy z cienia za nią wyszedł dziwny mężczyzna z lekko zgarbionymi plecami i długimi, białymi włosami.

"Pan Olivander, oczywiście" powiedziała z lekkim uśmiechem, czując jego obecność za sobą, zanim wykonała gest w jego stronę.

Poczułam, jak Draco wzdrygnął się, gdy postać weszła dalej w rzucane przez nas światło, a jego stan był znacznie gorszy niż dziewczyny. Wyglądał, jakby był tu od tygodni, jeśli nie miesięcy.

Niedożywiony i słaby, nic więcej niż skorupa ciała.

"Muszę przyznać, że panna Lovegood naprawdę podniosła mnie na duchu." Jego głos był niechlujny, a słowa brzmiały sucho, ale jego wargi drgnęły w uśmiechu i skinął powoli głową, skanując zarówno mnie, jak i Draco.

Gdy jego oczy przeskanowały Draco, pojawił się wyraz uznania, ale gdy przeniosły się na moje, rozpoznanie w jego rysach zniknęło, a on zacisnął swoje krzaczaste brwi nieco mocniej.

Uśmiechnęłam się do niego ciepło, nagle boleśnie zdając sobie sprawę z metalowych prętów między nami. Puściłam ręce Luny, odchrząknęłam i potrząsnęłam głową.

"Dlaczego nie porozmawiamy o tym w-?" urwałam, spoglądając na zimne, kamienne podłogi i sufity Lochu. "-przyjemniejszym otoczeniu?" Westchnęłam. "Otwórz drzwi, Draco."

Odsunęłam się na bok, robiąc mu miejsce na odblokowanie ich zaklęciem. W końcu był jedynym, który miał różdżkę, a także moc czynienia magii tutaj.

Potter? ☆ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz