5

18.6K 1K 101
                                    


Kłóciłam się z Amandą od dobrych dziesięciu minut odnośnie złotej sukienki, która opinała całe moje ciało. Przyznam była ładna, nawet piękna, ale kiedy usłyszałam z jakiego powodu mamy ją wziąć powiedziałam stanowcze nie pod jej adresem. Mojej strażniczce się nie spodobała moja reakcja i kłóciła się ze mną równie zaciekle co moja matka w przed dzień moich osiemnastych urodzin, kiedy namawiała mnie na suknię, którą dostałam w prezencie od tego dupka Alexandra.

Tym razem powodem również był on, gdyż Amanda uważała, że najlepiej wziąć złotą, która będzie pasować do koloru oczu mojego partnera, kiedy razem, na balu organizowanym przez jego rodziców, powiemy całemu światu, że chcemy być na zawsze razem. Niedoczekanie. Wystarczy, że i tak już większość swojego życia muszę się pod niego układać, ale nie będę się ubierała w coś co ma sprawić, że urosnę w jego oczach. Amanda uważa, że właśnie tak odbierze to Alfa. Tak jak uważała, że bez problemu puści mnie z nią na zakupy.

- Niby po co macie jechać? Ona ma tu wszystko czego jej potrzeba, a ubrania wybierały jedne z członkiń stada - powiedział odkładając papiery na blat biurka

- Ależ Alfo, czy ty widziałeś co one dla niej wybrały? Spójrz na tą sukienkę, przecież w ogóle nie pasuje do księżniczki

Spojrzałam na swoją sukienkę, którą miałam na sobie. Była to jedyna ładna rzecz w całej garderobie, zielona w białe motyle - to akurat mi się podoba - powiedziałam, na co Amanda wywróciła oczami

- Widzisz Alfo, nawet ona ma problemy z wybraniem dla siebie odpowiedniego stroju, poza tym, chcesz zrobić z niej więźnia politycznego?

Po tym argumencie Alexander machnął na nas ręką mówiąc, że możemy jechać, ale mamy wrócić przed dwudziestą pierwszą. Zupełnie jakbym podlegała jakimś godziną policyjnym. Jednak nie miałam już ochoty wykłócać się dalej z Alfą i z uniesioną głową wyszłam z jego gabinetu. Usłyszałam wtedy na koniec tylko westchnienie, ale zamknięte drzwi uniemożliwiły mi jakąkolwiek odpowiedź na nie. Alfie marzyła się uległa księżniczka, ale no cóż, trafił na najbardziej uparty model jaki chodził po tej planecie.

I tak samo uparcie stałam przy swoim, że nie kupimy tej sukienki, jednak Amanda też nie dawała za wygraną mówiąc, że nie wyjdziemy z tego sklepu, dopóki nie zgodzę się jej wziąć i nie obiecam jej, że założę ją na bal. Poirytowana i zmęczona po wielce rozrywkowym dniu, w końcu przystałam na jej warunki. Amanda wielce ucieszona pognała do kasy zostawiając mnie samą w przymierzalni. Przez chwilę przepłyną przez mój umysł pomysł, aby wykorzystać to i uciec. Jednak zdawałam sobie sprawę, że za daleko nie ucieknę bez wszechogarniającego mnie bólu.

Przebrawszy się w ubranie, w którym przyjechałam wyszłam ze sklepu i podeszłam do wilków, którzy pilnowali kilkunastu toreb z ubraniami i butami. Nigdy nie byłam fanką zakupów, nawet nie lubiłam skupiać się na modzie, zazwyczaj miałam od tego ludzi. W mojej rodzinnej posiadłości miałam od tego trzy krawcowe, które szyły specjalnie na moją miarę sukienki, gdyż nie nosiłam nic innego. Jak uciekłam do Los Angeles moim ubiorem najczęściej zajmowała się Rebecca, ale wygląda na to, że w domu Alfy będę musiała polegać na sobie i czasem na Amandzie, która ze szerokim uśmiechem wyszła z trzema kolejnymi torami.

Skrzyżowałam ramiona i spojrzałam na nią wyczekując wytłumaczenia, czemu nagle jedna sukienka rozmnożyła się o kilka innych szmatek.

- Nie wypuszcza się mnie samej do sklepu - powiedziała tylko i podrzuciła torby biednemu wilkowi, który i bez nich był obładowany

Uśmiechając się, pokręciłam głową i ruszyłam za nią, kątem oka spoglądając na zegar. Dochodziła dwudziesta pierwsza, ale nie czułam jakiegoś przymusu by natychmiast wracać. Niestety jak na zawołanie odezwał się telefon Amandy, która zdziwiona wyciągnęła go z kieszeni i na widok godziny, oraz zapewne osoby dzwoniącej przeklęła.

Dobra Krew - w trakcie edycjiOù les histoires vivent. Découvrez maintenant