48

6.4K 421 35
                                    

Kiedy wzięłam udział w wystarczającej ilości spotkań tego dnia znalazłam się u siebie w pokoju, aby przebrać się w coś wygodnego. Zdecydowałam, że to najwyższy moment rozwiązać sytuację z Edgarem. W końcu zakończyć ten konflikt między Jasnością, a Mrokiem. Oczywiście jeśli w ogóle można było to nazwać konfliktem, a nie chorą fascynacją ciemniejszej strony.

Kiedy ubrałam się i związałam włosy w warkocz, otworzyłam drzwi. Z moich ust wyrwało mi się westchnienie kiedy zauważyłam Alexandra opartego o ścianę naprzeciwko moich drzwi. Widząc mnie uśmiechnął się lekko i zmusił mnie do cofnięcia w głąb pokoju. Z lustrował mnie od góry do dołu i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Witaj królewno. Byłaś dziś strasznie niedostępna.

- Jestem zajęta.

- Niby czym w takim stroju? Czyżbyś szła na trening?

- Emm... tak. Znaczy idę pobiegać.

Alfa uniósł jedną brew do góry.

- Sama? Przecież to niebezpieczne dla ciebie, tym bardziej teraz skoro na dniach masz zasiąść na tronie.

- Nie jestem taka słaba - warknęłam

- Nic takiego nie powiedziałem, jednak to i tak głupie byś sama się gdzieś zapuszczała - z ust zniknął mu nagle uśmiech - gdzie o jest?

- Co takiego?

- List, który dostałaś od brata.

Zamrugałam zdziwiona, a następnie udawałam, że się śmieję.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Przestań udawać, królewno. Nie potrafisz kłamać i ogólnie jest z ciebie kiepska aktorka - przeskanował mój pokój spojrzeniem, aż zatrzymał wzrok na kopercie, które leżała na komodzie - skoro chciałaś wszystkich oszukać i znów zniknąć bez śladu mogłaś bardziej się postarać w ukryciu tego listu.

Ruszyłam szybko po kopertę, ale był szybszy i zabrał ją sekundę przede mną. Spojrzałam na niego ze złością i próbowałam ją odebrać. Niestety był silniejszy. Najpierw wyciągnął list, a następnie drugą wolną ręką przycisnął mnie do siebie a celu unieruchomienia. Szarpałam się, ale to było na nic. Dziesięć miesięcy treningu, aby okazał się niczym w czasie jednej konfrontacji z Alfą.

Obserwowałam jak czyta tekst, a z każdym jego słowem jego oczy płonęły mocniej, a usta zaciskały się coraz bardziej. Kiedy tylko skończył puścił mnie i spojrzał na mnie z poirytowaniem. Kartkę którą trzymał w ręku zgniótł, aby w następnej chwili rzucić ją za siebie na podłogę. Złapałam nie za ramiona.

- Nie mów mi, że naprawdę jesteś tak głupia i idziesz się z nim zobaczyć sama - powiedział spokojnie chociaż w jego głosie słyszałam cień furii

- Nic ci nie muszę mówić, a teraz puść mnie!

- Nie puszczę cię tam.

- Cholera jasna! Puść mnie i wyjdź stąd! Poza tym to nie twój interes.

- Mój, bo jakby nie było jesteś ze mną związana czy tego chcesz czy nie - warknął

- To tylko oznaczenie, które jak się okazuje tak naprawdę nic nie znaczy.

- Nic nie znaczy?

- Tak. A teraz puść mnie i się wynoś, bo inaczej zacznę krzyczeć.

- Och moja droga, nawet nie wiesz jak mnie korci aby cię zostawić i pójść w cholerę. Jednak niestety nadal na tobie mi zależy i nawet jeśli będę musiał to dogadam się z twoim opiekunem i na zmianę będziemy pilnować tej twojej cholernej głupoty. Czy ty naprawdę planujesz zrobić z siebie męczennice?

- Nie masz prawa tak do mnie mówić. Poza tym muszę coś zrobić. Mój brat...

- Kiedy to w końcu do ciebie dotrze. Jeśli on dopadnie cię w swoje łapska twoje Gniazdo zostanie przez niego starte w pył.

- Muszę z nim porozmawiać. Muszę coś zrobić! Nie mogę siedzieć tak ze założonymi rękoma i czekać, aż się wszystko samo rozwiąże. Może tylko ja stoję mu na drodze do mojego Gniazda, ale nie przeszkodzi to mu w zniszczeniu innych. Ile ich już starł z powierzchni?

Alexander spojrzał nade mną, patrzył na las za oknem.

- Dobra, ale idę z tobą.

To że się zgodził mnie zaalarmowało.

- Ile?

- Wiele.

W jednym momencie wyrwałam się z objęć Alfy i podeszłam do szafki, gdzie miałam ukryte pamiątki po bracie. Pierwszy raz po mojej ucieczce je wyciągnęłam, w pudełku znajdowały się nasze zdjęcia i małe podarki od niego. Wyciągnęłam jedno ze zdjęć na którym Edgar i ja siedzieliśmy na schodach do ogrodu. On na kolanach miał książkę, a ja przez jego ramię próbowałam po nią sięgnąć. On był nienagannie ubrany, w ciemne spodnie i koszulę, a ja w różową sukienkę i do tego cała upaćkana czekoladą. W momencie robienia zdjęcia patrzyliśmy się w obiektyw, obydwoje uśmiechnięci.

- Nicoletto... - zaczął Alexander, ale przerwałam mu machnięciem ręki

- Nic nie mów. Muszę iść, jak chcesz możesz mi towarzyszyć, ale nie wolno ci się odzywać ani mi przeszkadzać. Czy to jasne?

Byłam pewna, że się nie zgodzi, że będę musiała z nim dalej się kłócić, ale on tylko przytaknął i otworzył drzwi.

- Panie przodem.


Pod ostatnim rozdziałem został poruszony temat zakończenia opowiadania. Moi drodzy jak to nie raz powtarzałam to co znajdzie się w opowiadaniu, albo ogólnie wszystko co jego dotyczy zależy ode mnie. Jednak tym razem uznałam, że mogę się przychylić do was. Miałam w planach jeszcze jedną "wycieczkę" Nic, ale tym razem towarzyszyłby jej Alexander. Po tej wycieczce miałoby miejsce dążenie do szybkiego końca, w sensie kilka rozdziałów i koniec. Jednak jeśli bardzo chcecie, mogę z tego zrezygnować i już teraz dążyć do końca. Ten jeden raz dam wam możliwość wzięcia udziału w tworzeniu mojego opowiadania. Jednak tą decyzję musicie podjąć do niedzieli, gdyż to od niej zależy co będzie w kolejnym rozdziale. Tak więc w niedzielę pojawi się pierwszy shot, a za tydzień w środę kolejny rozdział.

Tym akcentem kończę dzisiejszy rozdział i nie pozostaje mi nic innego niż napisanie: do przeczytania w niedzielę albo w komentarzach.

Dobra Krew - w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now