13

14.3K 838 56
                                    

Spędziłam cały dzień na przeglądaniu papierów. Głowa mi już pulsowała z bólu, od tych wszystkich literek, a jak na razie miałam za sobą tylko 1/3 roboty. Z westchnieniem wstałam z podłogi i rozciągnęłam się stając na palcach i wyciągając dłonie w stronę sufitu. I chociaż odpoczęłam psychicznie od wydarzeń od kiedy wróciłam, to czułam fizyczne zmęczenie.

Wyszłam na taras podziwiając zachód słońca. Od razu do głowy wleciała mi myśl, że Edgar uwielbiał zachody słońca, który niegdyś oznaczały siłę wampirów. Wschód słońca natomiast oznaczał wówczas naszą słabość. W tamtych czasach siłę wilków określał wschód księżyca, a jego zachód ich słabość. Nic dziwnego, że określano moją rasę kiedyś jako Dzieci Nocy, a wilki jako Dzieci Księżyca.

Śmiertelnicy, za nim pognali technologicznie czuli się bezpiecznie wyłącznie podczas środków dnia. Nadało im to nazwę Dzieci Dnia. Podobno niegdyś istniała jeszcze rasa Dzieci Słońca, ale nikt nie pamiętał już czym byli, bo wówczas przy połączonych siłach wampirów i wilków zostali zgładzeni. Jak byłam mała uwielbiała słuchać jak mi Edgar opowiadał tą historię. Wówczas pytałam się go czy to możliwe, aby Dzieci Słońca jeszcze żyły tylko się dobrze ukrywały, on na to uśmiechał się pod nosem mówiąc, że to wielce prawdopodobne, bo zawsze wystarczy tylko garstka osób, aby dana rasa przetrwała.

Lubiłam wracać wspomnieniami do tych chwil kiedy wpatrywałam się przez okno w Los Angeles w horyzont gdzie słońce żegnało się z miastem aniołów i świateł. W pałacu moich rodziców miałam niestety okna na wschód, bo to mój brat zajął te na zachód. Nawet po jego zniknięciu nigdy nie ośmieliłam się tam wejść. Wiedziałam dobrze, że wszystko jest tam tak jak to zostawił, a drzwi są zamknięte na klucz, który leży głęboko w szufladzie biurka ojca.

Poczułam jak ktoś staje koło mnie i również wpatruje się w słońce. Wiedziałam, że to nie Alfa, on zapewne przez dłuższy czas będzie mnie omijał tak bardzo jak tylko się da. Żałowałam, że to nie może być mój brat, ale wiedziałam, że nie zaryzykuje przyjścia tutaj, teraz kiedy wszyscy go jeszcze bardziej poszukują czy patrolują teren.

Wciągnęłam głęboko do płuc zapach mojego towarzysza. Sosna i goździki, Leo. Spojrzałam na Betę, który wpatrywał się w słońce chowające się za koronami drzew. Wyglądał na rozluźnionego, ale nie uśmiechał się, chociaż wcześniej nie widziałam, aby radosny grymas opuszczał jego twarz, nawet jak wraz z Alexander przyszedł na polne w lesie.

W końcu kiedy ostatnie promienie słońca zniknęły spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Wiem co się dziś stało tak naprawdę

- Ty też nie dałeś się nabrać na kłamstwa Emmy?

- Też? A kto się jeszcze nie nabrał - zapytał patrząc się w mnie uważnie

Zamarłam. W tym momencie wydałam Alexandra, a zaraz zaczną się nie przyjemne pytania.

- Tak tylko powiedziałam - rzuciłam najbardziej swobodnym tonem na jaki było mnie stać, chociaż i tak wyszło to słabo

- Nie umiesz kłamać księżniczko, co jest dziwne, skoro jesteś następcą wampirzego tronu

- Zważaj na słowa, za chwilę możemy zakończyć tą rozmowę - powiedziałam zaciskając usta i odwracając wzrok na ścianę drzew

- Nie chciałem cię obrażać, przyszedłem porozmawiać. Po za tym wiem, że kłamiesz, bo Alexander powiedział mi o wszystkim, nie ma takiej rzeczy, którą by mój Alfa przede mną ukrywał.

- Dobrze wiedzieć, co ci też ciekawego powiedział?

- Opowiedział o tym jak seksownie wyglądasz w bieliźnie

Dobra Krew - w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now