18

11.8K 734 41
                                    

Stałam na balkonie patrząc jak mój ojciec żegna się z matką. Wściekła obserwowałam całą sytuację, kiedy matka z namaszczeniem całowała ojca, a on ściskając jej dłoń zapewniał, że wróci cały i zdrowy. Wczoraj kiedy wróciliśmy ze spotkania spędziłam całe popołudnie na rozmowie z nim i jego doradcami. Zdecydował, że tym razem wyruszy na pole bitwy zostawiając na moich barkach pilnowanie pozostałych spraw Gniazda.

Powiedział mi wtedy, że musi iść z naszymi ludźmi stanąć przeciwko wilkom, bo jedyny dowódca, któremu wystarczająco ufał był na drugim froncie broniąc naszego terytorium. Nie uśmiechało mi się to, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Przez te wszystkie lata zaniedbaliśmy moją wiedzę odnośnie działaś wojennych, gdyż rodzice uważali, że nie będzie mi to potrzebne kiedy zasiądę na tronie wraz z wilkiem.

Zabawne, teraz to z nim mieliśmy walczyć, a ja byłam zielona w sprawach wojny. Zaproponowałam nawet dołączenie do niego w celu podszkolenia się, ale kategorycznie mi tego zabronił, zakazując mi przy tym opuszczać murów pałacu. Od tamtego momentu zamknęłam się w pokoju i nie zeszłam nawet dziś na śniadanie. Dlatego teraz stałam i wpatrywałam się w ojca, to mógł być ostatni raz gdy go widzę.

Jakby wyczuł, że ktoś go obserwuje spojrzał na mnie i zauważyłam jak na jego usta wypływa lekki uśmiech. Poczułam nagłą potrzebę pobiegnięcia do niego, ale i tak bym nie zdążyła, bo właśnie zmierzał w stronę auta, które miało go zabrać na front. Niewidzialna pięść zacisnęła się na moim sercu i w tej chwili podjęłam decyzję, o której myślałam już wczoraj.

Była bardzo niebezpieczna, ale tylko dzięki takiemu postąpieniu mogłam uratować swoje Gniazdo przed zagładą. Musiałam oddać się Alfie, całkowicie mu ulec. Wiedziałam, że w ten sposób stracę wszystko do czego dążyłam, ale bezpieczeństwo moich ludzi było ważniejsze od mojej wolności.

Wiedziałam jednak, że muszę poczekać do nocy, bo wcześniej nie uda mi się wymknąć. Weszłam do swojej garderoby poszukując białej sukienki, ubrana w nią symbolizowałam, że nie mam złych zamiarów i chcę porozmawiać z Alfą. Wówczas bezpiecznie zostanę przetransportowana przez jego ludzi do Alexandra, a kiedy nie zgodzi się na to co będę miała mu do zaoferowania, będę miała zapewniony bezpieczny powrót. Oczywiście jeśli Alfa uszanuje to najświętsze i najstarsze prawo obydwu naszych ras.

Na samym tyle szafy znalazłam upragniony materiał, który miałam na sobie raz w życiu. Po tamtym razie ojciec zabronił mi jej nosić, podobno ubrana w nią okazywałam słabość. No i dobrze. Miałam zamiar wydać się Alfie słaba i pokorna. Chciałam aby bez wahania się zgodził na sojusz.

Kiedy przygotowałam ubrania pozostało mi czekać, aż słońce schowa się za horyzontem. Przez cały dzień przemieszczałam się po pałacu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Z każdą chwilą czułam coraz większy strach i przekonanie, że źle robię zwlekając, ale wiedziałam, że jakbym teraz została złapana na ucieczce to nie spuszczali by ze mnie oka, aż do zakończenia wojny. Aż do śmierci ojca, bo wiedziałam, że tak się to skończy.

W pewnym momencie zostałam zatrzymana przez jednego z doradców ojca, tego najbliższego, jego najlepszego przyjaciela. Uśmiechnęłam się do niego lekko i przystanęłam.

- Jak się czujesz Nicoletto?

- W porządku, jestem tylko ciut przerażona

- Nie martw się. Twój ojciec wróci cały i zdrowy. Przez te kilka lat poznał taktyki wojenne Sfory.

A on nasze - pomyślałam, ale uznałam, że nie będę mówić tego na głos. Najlepiej będzie dla wszystkich jak swoje myśli od tej pory zachowam dla siebie.

Dobra Krew - w trakcie edycjiWhere stories live. Discover now