21. (+)

988 43 0
                                    

Pov Lauren

Od trzy tygodni Marika jest nieprzytomna. Nie chodzę do szkoły. Karla po tygodniu urlopu musiała wrócić do pracy. Dziewczyny zmieniają mnie co drugi dzień. Z Normani i Camilą nawet zaprzyjaźniłyśmy się. Rodzice przyjechali dwa dni po wypadku. Przychodzą raz na tydzień. Nie mogą przychodzić częściej, ponieważ pracują. Dla nich zawsze była ważniejsza praca niż własne dzieci. Przyzwyczailiśmy się do tego. Mam do nich żal, że mało z nami spędzają czasu. Od trzech lat z Mariką same wyjeżdżamy na wakacje. Za nie całe osiem miesięcy będziemy pełnoletnie i postanowiłyśmy, że wyprowadzimy się z domu. Oczywiście musimy jeszcze porozmawiać o tym z rodzicami. Powinni się zgodzić. Zazwyczaj zamiast spędzić z nami czas to dawali nam kasę. Moje myśli przerwały Karla i Camila, które wchodziły do sali. Nie spodziewałam się Camili o tej porze. Zazwyczaj przychodziła w czwartki, a dzisiaj jest wtorek. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam Camile poczułam tak jakby motylki w brzuchu. Nigdy tego nie czułam.  Camila dzisiaj wyglądała pięknie, oczywiście na swój sposób, który mi się bardzo podobał. Patrzyłam się na nią jak w obrazek. Jest cudowna.

- Hej - przywitały się.

- Cz...cześć - co się ze mną dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałam.

- Możesz iść do domu, Lauren. Siedzisz tu od wczoraj rana. Jak by co, będziemy dzwonić. - znowu patrzyłam na Camile.

Nie słuchałam co do mnie mówią. Lepszą rzecz do roboty jest patrzenie na Camile.

- Lauren słuchasz mnie - Karla machnęła ręką przed moją twarzą.

- C...co ? Mówiłaś coś? - spojrzałam na nią.

- Tak. Mówiłam, że możesz iść już do domu.

- Zostanę jeszcze. - powiedziałam

- Nie. Masz jechała do domu, bez dyskusji. Camila odwiezie cię do domu. - zamurowało mnie.

Musze coś wymyślić, żeby z nią nie jechać.

Pov Camila

Wyglądała na przestraszoną. O co może chodzić Lauren ? Przecież nic jej nie zrobię. Jak ją zawiozę to będę mogła jechać do Matthew. Jesteśmy razem cztery lata. Nie wiem co się dzieje, ale oddalamy się od siebie. Czuje, że mnie zdradza. Bardzo go kocham i nie wiem, co bym zrobiła bez niego.

- Mogę podwieźć Lauren do domu. Jadę do Matthew mam po drodze.

- Kim jest Matthew? - spytała Lauren

- Mój chłopak. - opowiedziałam.

Zauważyłam, że Lauren pobladła.

- Lepiej będzie, jak pojadę autobusem. Nie chce marnować twojego czasu.

- Lauren, znam cię i wiem, że nie lubisz jeździć autobusem. Nie będziesz marnowałam Camili czasu.

- Dobra pojadę- powiedziała.

Widziałam, że coś jest nie tak.

- Chodźmy już.

Skierowałyśmy się do samochodu. Widać, że jest spięta.

- Co się dzieje? - spytałam

- S...skąd takie pytanie.

- Bo się jąkasz. Tylko nie wiem, dlaczego.

- Nic się nie dzieje.

- Widzę, że kłamiesz. Znam cię dłużej niż jeden dzień. Zawsze jak się denerwujesz przeczesujesz dłonią włosy.

- Po prostu martwię się o Marikę. Od trzech tygodni jest nieprzytomna, a ja chce żeby była już przy mnie. - wiem, że nie mówi wszystkiego, ale nie będę naciskać.

Przez resztę drogi była cisza. Po piętnastu minutach byłyśmy pod domem. Pożegnałam się z Lauren i odjechałam. Do domu Matthewa miałam niecałe dziesięć minut autem. Mój chłopak nie wie, że przyjechałam do niego. Dobrze, że miałam własne klucze do jego mieszkania. Otworzyłam drzwi. W przedpokoju zdjęłam buty. W domu było zbyt cicho. Zazwyczaj grała jakaś muzyka lub był włączony telewizor. Weszłam do salonu. Nikogo nie było. Tak samo w kuchni. Został mi jeszcze sypialnia mojego chłopaka. Weszłam na górę i otworzyłam drzwi do pokoju. Nie wiedziałam co mam zrobić, przez to co tam zobaczyłam.

583 słów

Good Girl and Young TeacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz