Rozdział VII 13.12.1939r.

100 11 2
                                    

Stary obudził się wcześnie rano. Na początku postanowił o myśleć plan zeswatania Carlosa i... Mal? Tak, Mal. Stary kojarzył ją z jakiegoś spotkania.

"Już wiem!"pomyślał " Carlos zabierze mnie na spacer i pójdziemy do Mal. Jestem genialny" ucieszył się i zaczął szczekać by obudzić białowłosego.

-Stary. Nie szczekaj tak. Proszę Cię. Bo ubudzisz moją matkę.-wymamrotał nastolatek wchodząc do kuchni z bluzką w ręku którą chwilę później nałożył na siebie.

Stary zaczął drapać w drzwi, żeby Carlos zrozumiał o co mu chodzi.

-Już dobrze Stary, zaraz pójdziemy na spacer tylko daj mi zjeść.-powiedział białowłosy jedząc posiłek, a dokładniej mówiąc to jego ułamek, bo kromki chleba z masłem nie da się nazwać posiłkiem. No, ale cóż. Takie jest wojenne życie. Następnie zapiął smycz Staremu, który był zadowolony, że jego plan działa.

~~~

*Godzina później, las*

-Stary. Jeszcze się nie na biegałeś?-jęknął białowłosy chodząc po lesie. W pewnym momencie Stary pobiegł i przeskoczył przez przepaść. Carlos chciał zrobić to samo, lecz poślizgnął się i wpadł do dziury w ziemi, a przynajmniej tak się zdawało. Stary przerażony tym co się stało postanowił, że poszuka Mal.

~~~

Mal siedziała w swoim pokoju. Dzisiaj była kolejna denerwująca kłótnia z rodzicami, którzy niczego nie rozumieli. W pewnym momencie blondynka usłyszała wrzask.

-Wynoś się stąd kundlu!

Mal zbiegła na dółpo schodach, a następnie skierowała się w kierunku drzwi. Gdy udało jej się tam dostać, zauważyła Starego.

-Stary! Co Ty tu robisz? Tak daleko od domu?-pytała psa nastolatka mimo, że nie dostałaby odpowiedzi. Pies pokazywał jej, żeby poszła za nim.

-O co Ci chodzi?-zapytała, jednak Stary uparcie pokazywał jej jakiś kierunek.

-No dobrze pójdę.-mruknęła Mal wychodząc na zewnątrz w kurtce.

-Mal wracaj tu! Mal masz jeszcze szlaban!-krzyczał za nią jej ojciec lecz ona nie zwracała  na to uwagi tylko szła, a dokładniej mówiąc to biegła za kundelkiem.

-No dobra to o co chodzi Stary?-spytała blondynka idąc za psem po lesie, który w pewnym momencie zatrzymał się nad jakąś przepaścią.

"O co chodzi?" zastanawiała się nastolatka podchodząc do krawędzi. Jednocześnie uważała, żeby nie wpaść do przepaści. W pewnym zatrzymała się, bo zobaczyła białowłosego trzymającego się jednego z rozgałęzień korzenia drzewa.

-O Boże.-szepnęła Mal przerażona, a głośniej zawołała:-Carlos! To ja! Mal! Nie martw się! Zaraz Ci pomogę!

-Mal?-rozległ się głos z dołu

-Tak, to ja! Spokojnie! Zaraz Ci pomogę! Złap się tego!-krzyknęła podając mu koniec grubej gałęzi, którą chłopak chwycił obiema rękami. Dziewczyna zaczęła bardzo mocno ciągnąć gałąź. Nie było to łatwe, ale po kilku minutach udało się jej wyciągnął Carlosa na powierznię.

-Sprawdzę czy nie masz obrażeń.-powiedziała blondynka

-Nie, dzięki. Nie trzeba.-odpowiedział szybko białowłosy próbując się odsunąć, lecz nastolatka zdążyła zauważyć plastry na jego ramieniu.

-Co Ci się tu stało?-spytała zaniepokojona

-Nie. Nic się nie stało.

-Nie kłam. Coś Ci jest.

-Mi nic nie jest, a nawet jeśli to nie jest Twoja sprawa.

-To też jest moja sprawa, ponieważ Cię kocham i...-w tym momencie zatkała usta ręką.

~~~

Hejka! Oto kolejny rozdział. Dzisiaj być może wstawię jeszcze jeden. Podoba Wam się? 🤔

Buziaki 😘

_Wicked_descendants_ ❤️

🔫Na wojennej ścieżce🔫 ❤️~Marlos~~Huma~~Descendants~~Kamienie Na Szaniec~❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz