Rozdział XXXVI 30.03.1943r

78 9 19
                                    

-Tadeusz! Mal! Jak boli!-krzyczał Janek, a w dwójce młodych ludzi aż skręcało się z cierpienia. Oboje wiele by oddali by być na miejscu chłopaka po to by nie musiał tak cierpieć.

-Nie płacz.-powiedziała Mal przez łzy. Wtedy do pomieszczenia wbiegli Jay z Carlosem. Właśnie wracali ze sklepu. Przez trzy dni całą czwórka zdążyła się dowiedzieć o tym co wyprawiano z Rudym na Szucha. Dla nich wszystkich było to niewybaczalne. Carlos podszedł do Mal i ją przytulił. Janek rozmyślał o śmierci. Oczekiwał jej jak dobrej wybawicielki. Miał nadzieję, że ona przyjdzie i nie będzie musiał się tak męczyć. Nie mówił o tym przyjaciołom i rodzinie, bo nie chciał wzbudzać czynniku strachu wśród przyjaciół. Chłopak też nie wiedział, że rana po postrzale Alka jest groźna. Nagle rozległ się dźwięk telefonu.

-Ja odbiorę.-powiedziała Mal i wyszła z pomieszczenia.-Halo!

-Mal? To ja. Uma. Alek nie żyje.-powiedziała turkusowowłosa szybko. Nie chciała tego przedłużać gdyż wiedział, że Mal i tak jest już w złym stanie psychicznym.

-Co?!

-No tak. Zmarł godzinę temu. Evie płacze. Harry i Ben próbują ją ogarnąć, ale obawiam się, że nie damy rady wyjść z nią na ulicę, bo szkopy się połapią, że coś jest na rzeczy, ale trudno się dziwić, że tak ryczy, bo to jej chłopak.

-A ja nie zdążyłam się z nim pożegnać.-szepnęła Mal.

-Niestety, ale wiesz co? Ten człowiek gdy umierał miał uśmiech na ustach. To zdumiewające. Czasem ta jego pozytywna energia mnie na prawdę dziwiła. Co u Rudego?

-Nie za dobrze. Ciągle go boli. Powiedz Evie, żeby się trzymała i, że za jakiś czas do niej przyjdę. To pa.-powiedziała Mal i odłożyła słuchawkę. W głowie przewinęły jej się wspomnienia związane z Alkiem. Lubiła go. Był w porządku. Poleciała jej łza potem kilka innych. A potem kolejne i kolejne.

-Mal. Co się dzieje?-spytał Carlos wchodząc do kuchni

-Alek nie żyje.-szepnęła.

-Kiedy?

-Godzinę temu.

-Szkoda mi chłopaka. Był naprawdę świetnym człowiekiem.-chłopak przytulił Mal, a potem dodał.-A teraz chodź do Janka.

-Dobrze.-szepnęła Mal. Następnie otarła łzy i udała się do pomieszczenia.

-Nie płacz Mal. Twarda jesteś. Nie pękaj.-powiedział Janek

-Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei. A kiedy trzeba...-zaczął mówić Zośka.

-A kiedy trzeba...-powiedział Rudy.-Na śmierć idą po kolei. Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.-dodał.-Jakbym umierał od kuli to byłoby bohatersko, a tak...zdycham jak zbity pies.-jęknął chłopak

~~~

Mal, Zośka, Jay, Carlos i paru innych harcerzy ciągnęło łóżko na którym leżał Rudy. Lekarze zgodzili się na operację. Nagle usłyszeli za sobą kroki, a potem zobaczyli Monię.

-Dlaczego nie pozwoliliście mi go zobaczyć?!-spytała głośno brunetka. Mal przystanęła by jej wszystko wyjaśnić.

-Monia. Janek za chwilę będzie miał operację. Uspokój się.-powiedziała różowowłosa.

Tymczasem Zośka Jay, Carlos i pozostali zdążyli już dowieść Rudego na operację.

-Panie doktorze. Teraz to wszystko w Pana rękach. Poczekamy ile będzie trzeba.-powiedział chłopak. Lekarz spojrzał na Janka. Poprosił o stetoskop. Przyłożył go do klatki piersiowej i powiedział.

-Już nie musicie czekać.

Wszyscy byli załamani. To co się stało było niesprawiedliwe. Dlaczego? Dlaczego tak się stało?

-Te durne szkopy odpowiedzą mi za to.-syknęła Mal, a potem zaczęła płakać. Zdążyła usłyszeć wyrok lekarza. Wtedy do pomieszczenia wpadła Monia. Trząchała Jankiem jakby chciała go obudzić, ale nadaremno. Już nie żył. Niestety. Tego dnia zakończyło się życie dwóch ludzi. Ludzi, którzy nie zasłużyli na takie zakończenie. Zdecydowanie na nie nie zasłużyli.

~~~

Hejka! Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pomimo tego, że jest smutny to Wam się podoba. ❤️

Buziaki 😘

_Wicked_descendants_ ❤️

🔫Na wojennej ścieżce🔫 ❤️~Marlos~~Huma~~Descendants~~Kamienie Na Szaniec~❤️Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt