Carlos siedział na murku. Przyjaciele bronili teraz Czerniakowa. Mieli powstrzymać Niemców, bo uznano ich za jedną z lepszych kompani. Tak w sumie to byli już jedyną kompanią Zośki. Niestety. Kompania Giewnota nie nadawała się do otworzenia, a w "Maćku" było tylko piętnaście osób. Dzięki zdolnościom organizacyjnym Morro udało się z ochotników i pozostałych z kompanii stworzyć około stuosobową grupkę i podzielić ją na plutony. Szóstym dowódcą "Alka" został Książę. Carlos rozejrzał się. Zobaczył Mal i Evie rozmawiające ze sobą. Zobaczył Morro myślącego o czymś zawzięcie. Zresztą on zawsze taki był. Spokojny. "Dlatego jest świetnym dowódcą."-myślał Carlos. On też w sumie był opanowany. Dlatego był jego zastępcą.
~~~
-Książę!!!-Carlos usłyszał wrzask tuż obok siebie. Morro wzywał Księcia, lecz bez skutku. "Jakby zapadł się pod ziemię."-pomyślał białowłosy w trakcie, gdy Morro wezwał jakiegoś chłopaka i wydał mu polecenia. Nagle od strony Wisły spostrzegł coś dziwnego.
-Zobacz!-krzyknął klepiąc swojego przyjaciela. Morro obrócił się. Faktycznie. Strzelali do nich.
-Strzelają do nas.-mruknął Morro
-Ale czemu? Przecież my jesteśmy...
-Ale mamy Niemieckie mundury!-powiedział głośno Morro.
-Racja.-mruknął Carlos. Spostrzegł, że Jay próbuje do nich dobiec, ale po drodze trafia go kula.
-Jay!-krzyknął Carlos. Sanitariuszki dobiegły do Jaya. Pokręciły głowami.
"O nie!"-jęknął Carlos w duchu. "Nie mogę teraz płakać. Nie mogę."-powtarzał uporczywie. W tym czasie Morro krzyczał:
-Ej! Sowiety! Tu Polacy!
Nikt go nie słyszał.
-Carlos. Mam pomysł.-powiedział Morro
-Jaki?-spytał Carlos
-Uszyjemy flagę i przejdziemy z nią. Strzelanina nie jest groźna.
-Eee... Niech będzie.-zgodził się białowłosy.
Szybko chwycili dwa kawałki materiału i uszyli z nich flagę Polski. Zaczęli z nią biec. Wtedy Morro osunął się na ziemię.
-Nieeeee!-krzyknął Carlos podbiegając do blondyna.-Sanitariuszka!-wrzeszczy. Podbiega sanitariuszka. Nie ma niestety dobrych wieści.
-Nie żyje.-szepcze.-Kula trafiła w serce...
Carlos już dalej nie słucha. Płacze. Przeraźliwie płacze. Najpierw Jay, a teraz Morro. Obaj odeszli.
-Co jest?-spytała Mal podchodząc do Carlosa wraz z Evie.-O Boże nie!-krzyknęła, a potem się popłakała. Evie tak samo. Potam przyszła Uma przynosząc kolejną smutną wiadomość.
-Anoda ranny, lewa łopatka z potrzaskaniem kości. Potem dostał w lewy nadgarstek. A spadając z noszy złamał lewą rękę.-powiedziała Uma
-Boże!-krzyknęła Evie. Potem przyszedł Harry i powiedział:
-Jay nie żyje.-wypalił szybko wszyscy jak na komendę jeszcze bardziej się poryczeli.
-Wiiiiieeem...-wymamrotał Carlos przez łzy.
Tak w sumie to przyjaciele nie wiedzieli kogo opłakują. Chyba wszystkich. Alka, Rudego, Zośkę, Maćka, Bonawenturę, Morro, Jaya, Gila, Bena i rannego Anodę, który dzięki Bogu żyje.
~~~
-Tylko masz mi wrócić, bo jak nie to Cię osobiście zabiję.-mówi Evie podając Anodzie jego czapkę.
-Kuruj się.-szepnęła Mal.
-Masz wrócić.-powiedział Harry
-Nie możemy stracić nikogo więcej.-powiedział Carlos
-Spokojnie. Jeszcze tu wrócę.-powiedział Anoda po czym odpłynął na łódce wraz z innymi rannymi.
Ale czy wróci. To się jeszcze okaże.
Powstanie się kończy, ale nie kończy się ta historia.
~~~
Hejka! Oto kolejny rozdział. Podoba Wam się? 🤔 Znowu nie żyją dwie kolejne postacie. O śmierć Jaya możecie mnie obwiniać, ale o śmierć Morro (jego zdjęcie jest w mediach) już nie, gdyż pisałam to zgodnie z książką (a przynajmniej się starałam). Jak myślicie? Anoda przeżyje? 🤔 Piszcie w komentarzach. ♥️Za niedługo (może już w tym tygodniu) skończę tą książkę.
Buziaki 😘
_Wicked_descendants_ ❤️
YOU ARE READING
🔫Na wojennej ścieżce🔫 ❤️~Marlos~~Huma~~Descendants~~Kamienie Na Szaniec~❤️
FanfictionPewnego dnia, kiedy wszyscy mają iść do liceum, albo do szkoły niespodziewanie wybucha II wojna światowa. Jak bohaterowie poradzą sobie w nowej rzeczywistości? Miłość Przyjaźń Cierpnienie Ból Walka Szczęście Radość Śmierć Z tym wszystkim będą musiel...