Rozdział LXVI 01.08.1944r.

40 8 0
                                    

-To już dziś! To już dziś!-krzyczała podekscytowana Mal.

-Uspokój się.-powiedziała Evie stawiając śniadanie na stole.

Mowa tu oczywiście o Powstaniu, które miało wybuchnąć o godzinie siedemnastej.

-Nie mogę się już... Zaraz! A Ty dokąd idziesz?-spytała Mal, kiedy zauważyła, że jej przyjaciółka podchodzi do drzwi.

-Wychodzę na chwilę. Za godzinę wrócę.-powiedziała Evie i wyszła z mieszkania.

-Pewnie poszła na grób Alka.-powiedziała cicho Mal, a potem zaczęła jeść posiłek. Cały czas patrzyła się na wskazówki, lecz te uparcie nie chciały się szybciej przesuwać. Jest godzina ósma.

~~~

-Jest mało broni.-powiedział Carlos. Był wraz z chłopakami na zebraniu. Mal, Evie i Umy tam nie było, gdyż to było zebranie tylko dla chłopaków, a dziewczyny były łączniczkami. Jest godzina dziesiąta.

-Większość wcześniej oddano na wschód.-powiedział Morro

-To jak mamy się bronić jak mamy tak mało broni?-spytał Jay

-Nie słuchałeś? Mamy zdobyć punkty, w których mamy się dozbroić.-powiedział Anoda

-Oby nam się udało.-powiedział Harry

-No dobra chłopaki. To o godzinie szesnastej spotykamy się na Woli.-powiedział Morro

-Tak jest!-krzyknął Jay. Wszyscy się zaśmiali.

~~~

Godzina dwunasta. Evie od kilku godzin siedzi przy grobie Alka. Jakby nie mogła stamtąd odejść o własnych siłach.

-Tu jesteś.-usłyszała głos Anody. Obróciła się w jego stronę.

-Co Ty tu robisz?-spytała

-Wszyscy Cię szukają. Nie wiedzą gdzie jesteś. Tak myślałem, że Cię tu znajdę.-powiedział chłopak. Usiedli na ławeczce obok grobu. Zapadła cisza.

-Tęsknisz za nim?-spytał Anoda przerywając ciszę.

-Tak. Chciałbym, żeby tu teraz z nami był.-powiedziała niebieskowłosa

-Nadal go kochasz?-spytał chłopak

-Tak. Pewnie nie to chciałeś usłyszeć, ale taka jest prawda.-powiedziała Evie

-Słuchaj, a mogłabyś mi w czymś pomóc?-spytał Anoda zmieniając temat

-Jasne, a w czym?-spytała dziewczyna

-Muszę znaleźć swoją czapkę ułańską.-powiedział chłopak

-Ech ta Twoja czapka. Dobrze. Pomogę Ci.-powiedziała Evie wstając z ławki.

-Ale musimy się pośmieszyć. Mamy na to cztery godziny, a trochę może zająć dojście do mojego mieszkania.-powiedział chłopak

~~~

Godzina szesnasta. Wszyscy już są na miejscach. Mal, Evie i Uma też przyszły. Nagle nadjechał wielki niemiecki ciągnik. Trzeba było go zatrzymać.

Carlos, Jay i Harry wychylają się z bramy i krzyczą coś do Niemców. Niemcy nic sobie z tego nie robią.

-Uwaga!-wrzeszczy Kołczan.

Nagle coś wybuchło. Mal spogląda w górę. Widzi Bonawenturę chwytającego się za krwawiącą rękę.

"Zapewne to wyglądało tak. Rozbił szybę raniąc się w rękę i rzucił granatem. Niestety zraniona ręka dała się odczuć we znaki i nie udało się mu dorzucić."-pomyślała Mal biegnąc po schodach na pierwsze piętro budynku. Wpadła do pomieszczenia gdzie znalazła chłopaka. Potem zaczęła mu przemywać ranę.

-Świetny pomysł miałeś, wiesz? Po prostu świetny.-powiedziała Mal sarkastycznie przemywając ranę. Na szczęście nie było to groźne.

-A Ty byś lepiej to wymyśliła. Co nie?-spytał chłopak

-No może i nie, ale spójsz co narobiłeś! Powstanie zaczęło się o godzinę za wcześnie.-powiedziała Mal

~~~

Tymczasem wszyscy budowali barykadę. Evie biegnąc dostaje w nogę.

-Evie!-krzyknęła Uma. Następnie podbiegła do przyjaciółki i zawinęła jej nogę w bandaż.-Będziesz żyć.-szepnęła. Przy pomocy Anody odciągnęła dziewczynę w bezpieczne miejsce.

-Jak na razie dla Ciebie walka się skończyła.-powiedział cicho Anoda.

-Niestety tak.-powiedziała Evie, a następnie westchnęła ciężko.

~~~

Hejka! Oto kolejny rozdział. Pierwszy dzień Powstania. Jak widzicie Evie jest ranna. Jak myślicie? Przeżyje? 🤔 Piszcie w komentarzach. ♥️

Buziaki 😘

_Wicked_descendants_ ❤️

🔫Na wojennej ścieżce🔫 ❤️~Marlos~~Huma~~Descendants~~Kamienie Na Szaniec~❤️Where stories live. Discover now