Rozdział LXVIII 11.08.1944r.

36 8 0
                                    

Dydykacja dla WolfixChan

-Boże! To już trzeci dzień nieprzerwanych walk.-jęknęła Mal

-Anoda to ma szczęście. Siedzi sobie w szpitalu od trzech dni i nic nie musi robić.-powiedział Jay

-Przestań! Chciałbyś leżeć w szpitalu z postrzelonym płucem.-skarciła go Evie, która już mogła brać udział w dalszych walkach.

To prawda. Dziewiątego sierpnia Anoda dostał w płuco. Mal i Jay przenieśli go na bok, gdzie żekomo miałoby być bezpieczniej. Potem przeniesiono go do szpitala. Na szczęście nie miał się aż tak źle. Regularnie odwiedzał go ktoś z paczki. Mógł też czasem pospacerować po szpitalu, więc nie było aż tak źle.

Nagle wszyscy usłyszeli krzyk dowódcy ich tymczasowego plutonu, Kuby:

-Nie prze...

I tyle. Potem dosięgła go kula i padł na ziemię. Dostał w samą głowę, więc to oczywiste, że nie żyje. Mal i inni znali go tylko z opowieści innych, lecz mimo tego było im go szkoda. Zwłaszcza, że słyszeli o nim w głównej mierze dobre rzeczy.

-Szkoda chłopaka.-szepnęła Mal

-Racja.-przytaknęła jej Evie. Dziewczyny rozejrzały się. Spostrzegły panikę wokoło.

-Przynajmniej jest jakaś przerwa w walkach.-mruknął Jay

-Ta, ale jakim kosztem. Jeszcze do tego w kółko ginie każdy dowódca "Alka".-powiedziała Mal

-No nie aż...

-Przestańcie gadać i biegnijcie!-Słoń szarpnął nimi i ruszyli w kierunku szkoły św. Kingi raz biegnąć, a raz się czołgając. Dopadają tam zmęczeni.

Potem szybkie rozkazy. Szybko na Starówkę. Przypomnieli sobie wtedy o wszystkich Poległych. Dyskutowali kto poległ, a kto przeżył kiedy byli już na Starym Mieście.

-Wiecie co? Chodźmy do Anody.-powiedział Carlos

-Tak. To taka odskocznia od powstania.-powiedziała Mal

-Mądrze powiedziałaś.-powiedziała Uma

~~~

-...I pocisk trafił go w głowę.-zakończyła opowieść Mal

Wszyscy siedzieli na korytarzu w szpitalu.

-Teraz mamy trochę przerwy i postanowiliśmy Cię odwiedzić.-powiedział Jay

-Dzięki. U mnie też nie jest kolorowo. Ktoś w kółko krzyczy, a obok mnie leży taki jeden co w kółko woła sanitariuszki. Nawet w nocy. A kiedyś ktoś tak jęczał, że zatykanie uszu nie pomagało.-powiedział Anoda

-I co Jay? Nadal Ci się tak śpieszy do szpitala?-spytała Mal kpiąco

-Nie dzięki. Wolę już walczyć.-powiedział długowłosy.

-Też bym wolał walczyć, ale nieprędko mnie wypuszczą. Często też rozmawiam z Niemcami.

-Z Szkopami? Po co?-spytała Mal

-A można się od nich niekiedy o czymś ciekawym dowiedzieć, lub jakieś informacje wyciągnąć.-powiedział Anoda

-Niegłupie.-przyznała Mal

-I sprytne.-dodała Evie

-Bo ja mam coś mam w tej głowie.

-Naprawdę. A ja myślałam, że masz na niej tylko czapkę ułańską.-powiedziała Uma powodując śmiech pozostałych.

-Którą teraz ma ze sobą Evie.-powiedział Ben

-Masz ją?-spytał Anoda Evie

-Spokojnie. Jest bezpieczna.-powiedziała Evie z uśmiechem.-I pomyśleć, że ja kiedyś tu siedziałam.-dodała.

-Ta. Na razie wszyscy trzymamy się razem, ale nie wiadomo jak to będzie.-powiedziała Mal

-Racja. Nikt nigdy nie wie co przyniesie nam los.-powiedziała Evie

I tak siedzieli jeszcze przez jakiś czas. Rozmawiając. Jednak powstanie trwało, a błędy opracowanego w pośpiechu jego planu ujawnią się już niedługo.

~~~

Hejka! Oto kolejny rozdział. Podoba Wam się? 🤔 Trochę smutny rozdział. 😭😭😭Dzisiaj wstawię jeszcze jeden. Ewentualnie dwa.

Buziaki 😘

_Wicked_descendants_ ❤️

🔫Na wojennej ścieżce🔫 ❤️~Marlos~~Huma~~Descendants~~Kamienie Na Szaniec~❤️Where stories live. Discover now