Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 7)

133 18 10
                                    

Przeciągnęłam się w ciemności. Nabrałam już zwyczaju przypominania sobie po przebudzeniu ostatnich wydarzeń. Chrapanie Filena trochę mi w tym teraz pomogło. Chłopak wyprosił osobne posłanie, ale rozłożył się blisko, ledwie metr ode mnie. Było w tym coś miłego, odzwyczaiłam się przez te wszystkie lata w Akademii od samotnego spania. 

Podniosłam się, założyłam buty, narzuciłam na ramiona koc. Było dosyć chłodno.

Podeszłam do drzwi. Stojący przy nich strażnicy, dwaj cisowi, nawet nie drgnęli. Stanęłam na palcach i wyjrzałam przez szparę między ich głowami.

Na środku polany siedziało kilkoro cisowych, w tym mój znajomy mędrzec. Wymieniali migowe znaki, na minutę dwa lub trzy, z zwykłym sobie stoickim spokojem. Ich narada. Przed spotkaniem z buntownikami? A może z Noktrinami? Podejrzewałam obie opcje.

Odsunęłam się o kilka kroków, wdychając chłodne, poranne powietrze wpadające przez drzwi i obserwując, jak różowawe światło odbija się w kroplach rosy. Las wydawał się wilgotny i senny, z liśćmi leniwie uginającymi się pod ciężarem kropel. Jeszcze wczoraj pewnie pomoczenie sobie do reszty ubrań wydawałoby mi się nienajlepszą opcją, ale dziś, gdy wyjście do lasu stało się zakazane, nabrałam na nie ochoty.

A jeszcze bardziej wolałabym spędzić ten czas z Deirem i Noelle, albo przynajmniej z dobrą książką. Sądząc po zachowaniu Keri i Noelle, Deir serio źle znosił zniknięcie znajomego z pokoju. Nic dziwnego, musieli ze sobą spędzać masę czasu. Nawet, jeśli nie byli ze sobą tak blisko jak ja i dziewczyny, to było wiele. Teraz pewnie on potrzebował wsparcia.

Niestety, nie mogłam tam być. Zostawało mi jedynie skontaktowanie się z Noelle i poproszenie, by przekazała Deirowi parę słów pocieszenia. 

Wtedy dostrzegłam postać na podobnej do pterodaktyla istocie, lecącą tuż nad lasem. Zmrużyłam oczy, znów podchodząc do cisowych, by móc lepiej się przyjrzeć. Jakid, jakid i winid. W jakidzie chyba rozpoznawałam Jakodenora, ale winidki nie znałam. Zeskoczyła obok cisowych i ukłoniła się im lekko. Wydawała się spięta, jakby zmuszała się do każdego ruchu.

Uświadomiłam sobie, że nie chcę przegapić ich rozmowy, a w pomieszczeniu (o ile można tak nazwać ciemne wnętrze chaty) jest jeszcze jedna osoba, z którą pewnie dzielę to pragnienie.

Przykucnęłam obok Filena.

– Wstawaj! Chodź, szybko!

– C-co...?

– Ktoś przybył – poinformowałam jak najbardziej tajemniczym głosem i pociągnęłam chłopaka do wyjścia. I tak oboje spaliśmy w ubraniach, głównie przez brak czegokolwiek na zmianę.

Podeszliśmy oboje do drzwi. Filen spróbował przejść, za co jeden z cisowych szturchnął go tępą stroną włóczni. Chłopak skrzywił się, rozmasowując bok.

– Rozpoznajesz, kto to? – spytałam, wskazując na przybyszów.

– Jakodenora znasz – odparł. – A winidka to Arinala. Zajęła miejsce Mereis w dowództwie, wcześniej zarządzała łącznikami. – Gdy mówił o Mereis, odwrócił wzrok. Zaczęłam liczyć, ile czasu minęło od ataku na kryjówkę buntowników. Nie był to chyba nawet tydzień, choć mnie się zdawało, że minęło milion lat.

Filen pomachał do przybyszów.

– Moglibyście ich wypuścić? – usłyszałam głos kobiety. Spokojny, rzeczowy. – Chociaż teraz?

– Liście nie ucieczka. Korzenie oni problemy.

– Gwarantujemy, że nie sprawią teraz kłopotów – oświadczyła Arinala.

Akademia SetrionneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz