Rozdział 2 - Szklany sojusz (cz. 1)

878 83 64
                                    

– Wiecie, właśnie do mnie dotarło, że zdołaliśmy wymknąć się z zamku – stwierdził Deir.

– Nie ciesz się. Pewnie ten gigantyczny pająk wykorzystał część mocy yangiena i na jakiś czas osłabił zaklęcia ochronne. – Noelle spojrzała na mnie pytająco, a ja pokiwałam głową.

- Racja, teraz powinno być gorzej. A ja naprawdę nie czuję się na siłach, by znów coś zrobić z tą kulą. Pamiętacie, gdzie jest przejście do zamku? – spytałam, obejmując się rękoma, po raz pierwszy tej nocy czując dotkliwie chłód – dotychczas byłam zbyt zajęta lękiem, podnieceniem, zagubieniem... To ostatnie chwilowo nadal mi doskwierało, choć w dosłowniejszym znaczeniu.

Noelle spojrzała na mnie uważnie. Racja, zawsze miała wyśmienitą orientację w terenie. Powinnam była o tym pamiętać.

– Czyli traficie. Bo wiecie, może lepiej będzie jeśli ja pójdę osobno. – Po chwili stania z przymkniętymi oczami w stanie absolutnego skupienia udało mi się przemienić w kunę. Na sekundę spanikowałam, otoczona kłębami jasnego niegdyś, ale teraz brązowawego od kurzu i błota materiału, po czym wysunęłam się przez rękaw.

– W sumie niezły pomysł - powiedział Deir, a Noelle podniosła moją koszulę nocną. – Zawsze to mniejsza szansa na przyłapanie nas wszystkich. Chłopak wziął jeszcze klucz.

Rozdzielenie się wydawało mi się całkiem niezłym pomysłem z jeszcze jednego powodu – ciepłe futerko natychmiast przywróciło mojemu ciału odpowiednią temperaturę. Przemknęłam obok nóg przyjaciół w swoistym pożegnaniu, po czym pomknęłam w stronę zamku. Zmysły zaczęły mi się zmieniać na bardziej zwierzęce, dominacja wzroku zmniejszyła się na rzecz dotyku i zapachu. Liście szeleściły, a miękka ziemia uginała się lekko pod poduszeczkami na łapkach. Wszystko stało się większe – małe roślinki zaczęły sięgać mi aż do pyszczka, a drzewa zdawały się gigantami, uwięzionymi w pancerzach kory i usidlonymi korzeniami.

Pobiegłam w stronę zamku, przebijając się przez kępy paproci, łaskoczących wilgotnymi liśćmi i przeskakując wystające korzenie. Leśne zapachy z wilgotną nutą poranka przepływały wokoło, razem z prądami powietrza, które wyczuwałam dzięki wibrysom. Dobiegłam do ściany niskiej przybudówki i wdrapałam się na dach po błyszczącym ciemną zielenią bluszczu. Jeszcze krótki sprint po lekko omszałych dachówkach zaniedbanej części zamku i dotarłam do dziury, którą zdarzało mi się wykorzystywać. Przecisnęłam się przez wąski otwór i znalazłam się na podłodze strychu. Przemykałam kolejnymi szparami, przejściami i dziurami, aż doszłam do miejsca, w którym mogłam w miarę bezpiecznie przejść do skrzydła dziewcząt. Wsunęłam się do stworzonego chyba przez szczury tuneliku i przetruchtałam kilka kroków, po czym wybiegłam na korytarz.

Trach! – usłyszałam i przyspieszyłam, przestraszona.

Wpadłam na kratę, a próbując wycofać się, trafiłam na kolejną.

Wylądowałam w klatce.

Wylądowałam w klatce

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Akademia SetrionneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz