Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 2)

366 36 24
                                    

– Wygląda na to, że postanowili sobie urządzić podchody. Z wilkiem w roli pierwszej drużyny. W lesie pełnym wybudzonych magicznych istot. To jest takie sensowne – oświadczyła Noelle.

Szliśmy już dobrą godzinę, przedzierając się przez chaszcze. Wilk nie uznawał ścieżek, zostawił swój trop pośród najgęściejszych krzewów, w tym róż dzikich i zdziczałych. Wszyscy byliśmy już podrapani, a najbardziej ciemnowłosy i Ekir, którzy naradzając się cicho między sobą, prowadzili całą grupę.

Nam udało się znowu oddalić od reszty, kilka kroków za przewodnikami szła Erinne z Grieddą i Idredonem, dalej my, kolejna grupka z resztą członków wyprawy, a na samym końcu Peterson z kilkoma innymi mężczyznami zamykali pochód.

– Tu przynajmniej nie ma smoków – zauważył optymistycznie Deir.

Noelle wzdrygnęła się, omal nie potykając się o wystający z ziemi korzeń. Deir musiał ją złapać za ramię, aby się nie wywróciła.

– Zaraz będziemy mieli powtórkę z barkiem – mruknęła, odsuwając jego rękę, uśmiechnęła się jednak.

– Przydałby się barek. Jestem za – wyszczerzył zęby Deir. – Elise, jakby znów przyszło ci projektować jakiś środek transportu lub inne schronienie, to o tym nie zapomnij.

– Jasne. Mogę cię mianować projektantem wnętrz, jeśli chcesz – zaproponowałam szczodrze. – A co do istot... To chyba ich problem, nie nasz? – Nie byłam w stanie powstrzymać kolejnego uśmieszku.

– Dokładnie – przyznała Noelle z nieskrywaną satysfakcją.

Rozejrzałam się wokoło. Szliśmy przez gęstwiny, które niewiele znałam. Region Pajęczarki należał do tych, które znałam z niektórych wypraw na lekcjach, a także w ramach spacerów, na które pozwalano uczniom. Mogliśmy się poruszać po lasach swobodnie, dopóki nie natrafiliśmy na magiczne bariery, ledwie widoczne mury ogradzające część lasu. Dopiero próby przekradnięcia się na drugą stronę karano surowo.

Miałam nieodparte wrażenie, że ta część lasu musiała znajdować się już za barierą. Nie należałam do najaktywniejszych badaczy Setrionne, ale lubiłam przechadzać się po dozwolonych miejscach, czasem w postaci kuny.

Nie rozpoznawałam układu drzew wysmukłych i ociężałych od mięsistych wręcz liści, o jaśniejszej i ciemniejszej korze, przyprószonych pierwszymi barwnymi liśćmi i wciąż żywo zielonych. Niewielkie jeziorko, wręcz bajorko, które wyminęliśmy, nabierając błota w buty, również wydało mi się obce. Jedynie wrony, które skrzecząc, wzniosły się do lotu z najbliższego drzewa, na wpół powalonej sosny, opartej o swego sąsiada, potężny dąb, rozpoznałam jako znajomy element. Ale one miały skrzydła. Za to drzew, tak charakterystycznych, nie znałam.

– Jak sądzicie, tu w ogóle można nam wchodzić? – spytałam.

– Tak często zmienialiśmy kierunek, i tu jest tak gęsta roślinność, że nie jestem pewna. Dotarłabym z powrotem, gdyby było trzeba, ale nie znam dość dobrze lasu, by stwierdzić – odparła Noelle, najwyraźniej traktując ten fakt jako obrazę dla swojej orientacji w terenie.

– Nie jestem pewien – przyznał krótko Deir.

Może to dlatego, że oboje wychowywali się z dala od podobnych lasów – Deir w podziemnych tunelach jednego z megapolis Andrii, a Noelle wśród gór, tak jak inne kobiety w jej regionie Allei niemal nie schodząc na dół. Jedno nad ziemią, a drugie pod, tylko ja miałam w dzieciństwie okazję poznać lasy, zwłaszcza te u dziadków, w Polsce – rodzice woleli spacery po parkach lub miastach.

Tymczasem przed nami szepty zmieniły się w głośniejszą rozmowę.

– To nie ona powinna mi pomagać! – Pierwszy usłyszeliśmy głos Ekira, wyraźnie niezbyt panującego nad sobą.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now