Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 2)

165 22 37
                                    

Inszych dowodów na poparcie, iż insekcie skrzydła małość duszy znaczą, odnotować nie uważam za konieczne ku poparciu tejże teoryi. Krytyków mrowie oburzyć się zapewne raczy, lecz liczni spośród nich zapewne osobiste pobudki ku temu mają, a inszy bronią ich, by niezgody uniknąć.

Noelle przewróciła stronę, fukając pod nosem. Kolejny z pomysłów autora zupełnie nie zgadzał się z jej obserwacjami. Choćby Elise – mogłaby jej wiele zarzucić, ale na pewno nie „małość ducha". Już prędzej nadmiar uduchowienia i rozmarzenia...

Do tego od wnerwiającego, archaicznego stylu, chyba jeszcze gorszego niż w książkach z Setrionne, rozbolała ją głowa.

– Bzdury – mruknęła do Deira, który czytał jej przez ramię.

– Racja – przytaknął nieobecnym tonem.

Zatrzasnęła z hukiem książkę. Chłopak wzdrygnął się.

– Słuchałeś mnie? – spytała.

– Jasne. Na zmianę narzekałaś na brak jakiegokolwiek obiektywizmu u autora i mu przytakiwałaś.

Prychnęła z irytacją. Deir uśmiechnął się lekko i spojrzał w dół.

– Ilay już wraca – poinformował.

– Świetnie, można ją wypytać o jakieś świeższe pozycje. Niestety, obawiam się, że nic sprzed trzech wieków nie ma.

– Biedna – odezwał się Deir. Wstał i wyjrzał znad barierki, a nie tylko przez jej pręty. Końcówki skrzydeł zgięły się lekko – rozpoznała współczucie.

– Ja czy Ilay?

– Jasne, że ty. Czytanie starej książki pisanej przez „twardogłowego tępaka", jak się wyraziłaś, na pewno jest gorsze niż jakaś samotność przez jakąś masę lat...

– Masę lat? Obstawiałam, że to nie jest do końca dzieciak. Ale nie, że nie była uśpiona – Noelle przyjrzała się uważnie figurce, znikającej i pojawiającej się między kolejnymi słupkami balustrady.

– Wydaje się za mało zdenerwowana i zdezorientowana, a za bardzo podekscytowana. Zachowuje się jak ktoś, kto od wieków nie widział nikogo nowego, a nie jak osoba, która właśnie próbuje się na nowo odnaleźć – odparł Deir. Skrzydła, których czerń ostro kontrastowała z blond włosami i bladą cerą, drgnęły lekko w przeciwne strony, zdradzając wahanie. Domyślała się, że chodziło o jakąś uwagę, dlaczego nie odczytała nic z podobnych znaków u Ilay. Doceniała, że zachował ją dla siebie i chyba nawet szybko odpędził.

– Możliwe – mruknęła Noelle, otwierając ponownie przewodnik. Przewróciła kilka stron czystego tekstu, szukając rycin. Wzory oddano najlepiej, podejrzewała, że rysował je ktoś taki jak ona. Robił to nawet kreską podobną do tej jej, przez co na każdy rysunek patrzyło się jednocześnie miło i nieco nieswojo. Niestety, jedyne schematy, jakie rozpoznawała, należały do osób, których rozszyfrowywanie byłoby stratą czasu. Na co miałaby wiedzieć, jak odczytać dokładniej to, co widziała u chociażby Deira? Nie wyobrażała sobie, że w ogóle mógłby pomyśleć o skrzywdzeniu jej czy Elise.

Jeden z obiektów rozmyślań obrócił się w jej stronę. Czarne skrzydła zatrzepotały lekko. „Przestawiły się" z odbierania relacji z Ilay na relację z nią. Czerń jako zły omen pojawiała się w większości interpretacji, starała się tym nie martwić – przecież wiele innych rzeczy nie pasowało do rzeczywistości. A jeśli już, to zło mogło dotyczyć przeszłości lub tego, co właśnie się działo. Nie kolejnych kłopotów.

Jej wyobraźnia natychmiast podsunęła malowniczy obraz łamiącej się barierki.

– Jesteś pewien, że opieranie się o kawałek trzystuletniego drewna to dobry pomysł? – spytała.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now