Rozdział 4 - List i lekcje (cz. 2)

363 44 44
                                    

Nadal obowiązywały szczególne środki ostrożności, więc pod gabinet Mony odprowadził mnie Meroin. Siedział też ze mną na korytarzu, gdy po zapukaniu do drzwi nikt nie otworzył. Po kilku chwilach krępującego milczenia wyciągnęłam z torby jakąś książkę i oparta o ścianę zaczęłam czytać. Nawet nie zwróciłam uwagi, co.

Azaliż skoro trzy rodzaje magii wyróżnimy - dziką, wyższą i żywiołową, stwierdzić musimy, że czarodziej władający żywiołami ma do dwóch z nich dostęp, lecz dzika niedostępna jest jemu. Chyba, iż ma w sobie krew istot magicznych, takich jak zmiennokształtni czy roślinne duchy lub z nimi mylone nimfy. Dzika magia to dziedzina niepewnych granic, rozmycia i jednoczesnej ostrości, gwałtowności i nieoczekiwanej klarowności. Sprzeczności łączy w sobie, bowiem reakcją jest na głębsze uczucia i głębsze instynkty, gdzie wszystko czyste jest i trudne do uchwycenia, jak światło w krysztale, rozszczepione i pomykające na wszystkie strony. Dosięga tego, co wydaje się nieuchwytne, lecz czasem kieruje się w miejsca odmienne zupełnie od celów.

Jak zawsze przy czytaniu uspokoiłam się. I dostrzegłam, że to w tym miejscu zostawiłam zakładkę, która wcześniej wskazywała rozdział o smokach. A byłam pewna, że włożyłam ją tuż przy okładce, między nią a wyklejką... Dziwne. Przyjrzałam się uważniej zakładce i dostrzegłam, że fałdy szaty, w którą ubrana była przedstawiona na niej postać, układały się w rogu na kształt liter M i S.

MS, GS... Znów te inicjały

– Przepraszam za spóźnienie – wyrwał mnie z rozmyślań kobiecy głos. Podniosłam głowę, jednocześnie zatrzaskując książkę. Mona Claeris okazała się niską, starszą panią z przenikliwymi szarozielonymi oczyma i jasnoszarymi, cienkimi włosami.

– Dzień dobry – przywitałam się, chowając książkę do torby.

– Dzień dobry. Elise, tak? – spytała. Od razu spodobało mi się, że zainteresowała się tym, jak mam na imię.

– Tak – kiwnęłam głową.

Weszłyśmy do gabinetu. Ściany pomalowano fioletową farbą, a u dołu przykrywała je drewniana lamperia. Biurko stało w kącie, najwięcej przestrzeni zajmowały półki z książkami i przeróżnymi urządzeniami, głównie z drewna. Na środku stał stół zastawiony kartkami i pudełkami, a wokół niego kilka krzeseł. W jednym kącie był jeszcze kominek i dwa fotele.

Usiadłyśmy przy stole, obok siebie.

– Co właściwie... Mamy teraz robić? – spytałam, rozglądając się po zapełnionym stosikami papierów i różnymi przedmiotami – w pobliżu na przykład stało jakieś urządzenie z drewnianych kółek zębatych, pokryte falistymi rzeźbieniami.

– Dostałam zgodę na przeprowadzenie kilku badań. Lepiej się do tego przyzwyczajaj – uśmiechnęła się lekko przepraszająco.

Teraz machnęła dłonią w stronę pióra, które samo podniosło się, zanurzyło w kałamarzu i zawisło nad jedną z licznych kartek. Mnie podała prostą drewnianą kulę, pokrytą ornamentem przypominającym labirynt.

– Przytrzymaj ją przez chwilę, nie ruszając się – poleciła Mona. Wykonałam polecenia, a kartka pokryła się kolumnami dziwnych, nieznanych mi znaków.

– Dobrze. A teraz możesz rzucić jakiś czar, jakikolwiek, na tę kulkę? – wskazała niewielką drewnianą miskę, w której znajdowała się kulka z tego samego materiału.

Uznając, że miska prawie na pewno jest zabezpieczona przed płomieniami, podpaliłam kulkę. Języki ognia wiły się wokół drewna, ale ono nie płonęło. W tym momencie, jak to zwykle bywa, przypomniało mi się o wiele lepsze zaklęcie, duplikacja. Nawet mi wychodziła, choć pewnie nie zdołałabym zachować czaru, tak, jak potrafił niemal każdy drugoroczny.

Akademia SetrionneWo Geschichten leben. Entdecke jetzt