Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 3)

157 22 10
                                    

Poprawiłam ułożenie koca na legowisku z wrzosów i liści. Udało mi się wyprosić nieco wygodniejsze posłanie, do tego zorientowałam się, że w jeziorze woda jest dość czysta, by nadawała się do picia. Na razie tyle mi wystarczyło.

Usiadłam, zdejmując jednocześnie z szyi wisiorek. Był już wieczór, najbezpieczniejsza pora. Dziewczyny powinny przesiadywać w naszym pokoju, niemal na pewno była tam Keri. O ile nic się nie stało pod moją nieobecność w Akademii...

Starając się zdusić w sobie niepewność, wyczarowałam płomyk, którym ogrzałam wisiorek.

Dobre pięć minut nic się nie działo. W końcu pojawiły się twarze Noelle, Meri i Keri, tłoczące się w kwadracie światła.

– Elise! Nic ci nie jest? – Meri przysunęła się bliżej, zasłaniając pozostałe dziewczyny.

– Nie, nic. Jest w porządku, pomijając fakt, że coraz bardziej marzę o kąpieli.

– Nie na to umawiałaś się z Tenebris! – oburzyła się Noelle.

– Wiecie, co się dzieje? – Zmarszczyłam czoło.

– Nam powiedzieli. Dokładniej, Tenebris powiedziała, a reszta nie wydawała się tym zachwycona. Iskierko, nie wyglądasz najlepiej, na pewno...

– Trzymam się. – Rozłożyłam dłonie w uspokajającym geście. Albo naprawdę powinnam zdobyć jakieś lustro, albo Keri zaczynała przesadnie się zamartwiać.

– Jak cię tam traktują? – Noelle dołączyła się do wypytywań.

Uśmiechnęłam się słabo.

– Nie jest źle. Trochę ciężko jest się z nimi pogadać, ale wszyscy się staramy – stwierdziłam. – Brakuje mi was.

– Szybko – zaśmiała się Noelle.

– Coś jeszcze dzieje się w Akademii? Wiadomo coś o kolejnych wyprawach?

– Jest trochę nerwowo, w końcu bal zakończył się dość szybko i dość specyficznie, ale nic ważnego się nie dzieje – Noelle odgarnęła za ucho włosy. Falowały jej mocniej, pewnie od wczorajszego warkocza. – Wyprawy... Członków grup jest w szkole jeszcze więcej, chyba na wszelki wypadek, ale zniknęły Tenebris, Erinne i jeszcze paru badaczy, typu Stilli. Więc ciężko stwierdzić. Jeszcze pewnie negocjują w twojej sprawie.

– Bo u mnie... Jest parę rzeczy do omówienia – przyznałam. Zerknęłam na Meri. Czy aby na pewno powinna o tym wszystkim wiedzieć? Mnie to przytłaczało, a ona była tutaj znacznie krócej, nie pogodziła się jeszcze z rzeczami, które my już przyjęłyśmy do wiadomości.

Ale gdybym tylko zasugerowała, że nie powinna teraz słuchać, nie odpuściłaby, póki nie dowiedziałaby się wszystkiego, co chciałam ukryć. Chyba nie było wyjścia.

– Mówiłaś, że wszystko jest w porządku – zaprotestowała Noelle.

– Nie do końca. Ale nie chodzi o cisowych. Mogę wyjaśnić wszystko od początku?

– Mów. – Keri uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.

Opowiedziałam o kolejnym ataku Egnis, o napadach kaszlu i krztuszeniu się podczas czarowania yangienem... A potem, na finał, o liście od Ekira.

– Więc... To tak – wymamrotała Keri.

Noelle wykręcała palce, gapiąc się na swoje dłonie, jakby mogła z nich wyczytać sekrety wszechświata.

Meri wstała. Usłyszałam, jak rzuca się na łóżko, a potem dosłyszałam szloch.

– Uspokoję ją. – Nim Keri wstała, w jej oczach dostrzegłam błysk ulgi. Jakby cieszyła się, że przynajmniej ma co robić, zamiast tylko się zamartwiać.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now