Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 4)

301 32 28
                                    

Oślepiło mnie światło. Zakryłam oczy ręką, jednocześnie orientując się, że coś jest nie tak. Materac uginał się zbyt mocno, nienaturalnie wręcz wygodny, światło padało nie z tej strony łóżka, coś łaskotało w kark, do tego bolały mnie szczęka i tył głowy.

Pośród mrugnięć, powoli, otworzyłam oczy. Jasność wlewała się do gigantycznego szałasu gęstym strumieniem. Niezliczone gałązki i listki splatały się w gęstą sieć, opartą o mocne filary grubych konarów, w których jednak było miejsce na ogromne okno, bardziej na suficie niż w ścianie. Kontrast z ciemnym chaosem, jaki rozpętał się w obozie, był uderzający.

Przypomniawszy sobie, dlaczego tutaj wylądowałam, poderwałam się szybko, czując, jak ból przeszywa dla odmiany całą moją głowę. Rozejrzałam się wokoło – pomieszczenie okazało się większe niż myślałam. Leżałam wcześniej na posłaniu z wrzosu, obok Deira i Noelle. Z ulgą odnotowałam, że poza paroma siniakami nic im nie jest, a Deir nawet otworzył oczy i spojrzał na mnie. Rozbudził się szybciej niż ja.

– Wiesz, co to za miejsce? – spytał. Usiadł, lustrując pomieszczenie wzrokiem.

– Nie – odparłam, potrząsając za ramię Noelle.

– Jeszepeinu – wymamrotała przez sen. Najwyraźniej ją uśpiło mocniej. Albo teraz już zwyczajnie spała.

– Co to znaczy po ludzku? – zainteresował się Deir.

– Obstawiam „jeszcze pięć minut".

Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju, spokojniejsza już trochę. Pod ścianą stał niski stoliczek, a na nim gliniany dzbanek, niemalowany ani w żaden sposób nie zdobiony. Podłoże przykrywały gałęzie splecione w gęstą sieć, ale bez liści, poza posłaniem i stolikiem nie wypatrzyłam żadnych mebli, ani, co najważniejsze, drzwi.

W końcu moje szarpanie podziałało i Noelle niechętnie obudziła się. Wstała, korzystając z naszej pomocy.

– Domyślam się, że nie macie pojęcia, co się dzieje? – spytała, widząc nasze miny. Przytaknęłam krótkim skinieniem głowy i przyłożyłam dłoń do czoła. Niestety okazała się rozgrzana. Fala słonecznego blasku była też falą słonecznego ciepła.

Deir podszedł do okna i przyjrzał się mu, próbując wystawić rękę na drugą stronę. Palce chłopaka zatrzymały się w pół drogi.

– Wprawiono tu jakąś taflę. Niemal nie widać.

W zielonej ścianie, jedynie żółknącej miejscami, nie potrafiłam wypatrzeć drzwi. To Noelle je odkryła, podchodząc do ściany w miejscu, które początkowo wydało mi się kompletnie przypadkowo. Ruszyłam za nią i powoli dostrzegłam zarys drzwi, obły i nierówny. Deir dołączył do nas, Noelle pociągnęła za sęk na środku, który zdawał się klamką. Ani drgnęły.

– Co za niespodzianka – mruknął Deir.

– Ale spójrzcie – Noelle złapała mnie i jego za ręce. Dopiero po sekundzie zauważyłam, że z naszych nadgarstków zniknęły kajdany. Za to nie zniknął pierścień na moim palcu.

– Mam też klucz – zorientowałam się, dotykając tasiemki na szyi. – Ale yangiena już nie.

– Umiarkowanie, ale okazali nam trochę zaufania – przyznał Deir.

– Może usiądźmy – zaproponowałam, wskazując na wrzosowe posłanie.

Nie czekając na odpowiedź, usiadłam i westchnęłam z ulgą. 

– Deir, powiedz mi, że nie wyglądam tak źle jak Elise – poprosiła Noelle, przysiadając się.

– Co jest nie tak? – spytałam, ale po chwili macania się po twarzy skojarzyłam, że na tym obolałym miejscu na szczęce pewnie wykwitł siniak, a z tyłu głowy wyrósł solidny guz.

Akademia SetrionneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz