Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 3)

472 49 23
                                    

– Strasznie się o was boję – stwierdziłam, spoglądając na kamienne ostańce, między którymi sunął nasz statek. Siedziałam razem z Noelle i Deirem na dziobie okrętu, dojadając drugie śniadanie. Sternik, w tej chwili niejaki Meroin, zajmował miejsce na podeście dobre kilka metrów od nas, a wiatr świszczący wokoło pozwalał na w miarę bezpieczną rozmowę.

– Ich plan nie może być zbyt ryzykowny – odparła cicho Noelle – gdyby coś poważnego stało się mnie lub Deirowi, byłabyś na nich wściekła. A do tego miałabyś yangien pod ręką. To chyba kiepskie połączenie.

– Jest jeszcze to drugie z was – westchnęłam. Skubnęłam kawałek kanapki.

– Jakoś się wykaraskamy. – Deir uśmiechnął się blado.

– Oby. Zresztą, jest jeszcze coś. – Zrelacjonowałam ten mizerny fragment rozmowy nad mapą, który usłyszałam.

– Ale nigdy nie słyszałam o tym punkcie przekształceń – dodałam na koniec.

– A ja tak – oświadczył Deir.

– Elise czegoś nie doczytała, a ty tak? Nie wierzę – zaśmiała się Noelle.

Spojrzałam wyczekująco na przyjaciela, podpierając podbródek dłońmi.

– No... Ciężko nazwać to doczytaniem. – Zarumienił się lekko Deir. – Ale to nieco dłuższa historia. 

Deir po obudzeniu się zastał pustą kajutę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Deir po obudzeniu się zastał pustą kajutę. W pierwszej chwili serce zabiło mu mocniej, w drugiej uświadomił sobie, że pewnie po prostu dziewczyny wstały wcześniej. Na to wskazywała chociażby równo posłana koja. Zaraz, czy nie ta należąca do Noelle? Zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć. Tak, zdecydowanie w tym miejscu spała Noelle. 

To było zaskakujące, porządku spodziewał się raczej po Elise. 

Chciał wstać, by poszukać jakiegoś pomieszczenia, gdzie mógłby się przebrać. Jęknął, gdy spróbował odepchnąć się ręką od materaca. Bark znowu przeszył ból. Cholerny ostaniec, cholerna wyprawa... 

Cholerna akademia. 

Wstał. Ból osłabł do poziomu lekkiego pulsowania. Deir podszedł szybkim krokiem do worków porzuconych obok koi. Miał nadzieję, że ktoś pomyślał o zabraniu im ubrań na zmianę na tę całą eskapadę... Mogli po prostu kazać im się spakować na parę dni, ale to rozwiązanie najwyraźniej było zbyt skomplikowane. 

Statek zachwiał się w pół Deirowego kroku. Chłopak nie zdołał utrzymać równowagi, zachwiał się i poleciał na ścianę. Uderzając o nią. Ramieniem, od strony obolałego barku. Gwiazdy zawirowały Deirowi przed oczyma, jęknął, osuwając się po ścianie na podłogę. Usiadł na niej, zwijając się z bólu. Jak już głupie spotkanie z pniem drzewa tak się skończyło, to co będzie dalej? Jeśli zetkną się z prawdziwym zagrożeniem? 

Miał tylko nadzieję, że w takim wypadku nie oberwie któraś z dziewczyn. 

Odetchnął z trudem. Wdech, wydech, wdech. Ból minimalnie zelżał, na tyle, że podpierając się  ścianę i zaciskając zęby, Deir zdołał wstać. W takich warunkach nie zamierzał bawić się w poszukiwanie miejsca do przebrania i dręczenie obolałego miejsca niezbędnymi przy samym przebraniu się ruchami. Szczytem możliwości w tych warunkach było otworzenie jedną ręką jednego z worków, wzięcie pierwszej lepszej cienkiej kurtki – w workach, tak jak podejrzewał, były między innymi ubrania na zmianę – i narzucenie jej sobie na ramiona. 

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now