Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 6)

141 20 15
                                    

– Tego... Tego chyba nie... nie zrobicie – wyjąkałam.

Egnis uśmiechnęła się tylko i zaczęła wyczarowywać czerwonopomarańczową sieć wokół mojego ciała. Poruszała lekko palcem wskazującym, nadając niciom kierunek. Gapiłam się tylko na ten palec.

– Wyrywa się... Trzymaj! – usłyszałam, jak za mną Ekir stara się uwolnić. Ja już nie miałam na to dość sił. Wiedziałam, że nie dam rady, więc lepiej je oszczędzić na starcie z mozeirami.

Egnis podeszła tak blisko, że nasze twarze niemal się stykały.

– Wydawało ci się, że możesz być najważniejszą czarodziejką ognia w tej szkole, bo masz tą swoją magiczną kulkę? – mówiła coraz szybciej, a mnie przyspieszał puls. – Myślałaś, że możesz być lepsza ode mnie, wiedzieć więcej, może kiedyś dołączyć do nas i wspiąć się na same szczyty naszej hierarchii? Bo tak się składa, że grubo się myliłaś, maleńka. Już ja przypilnuję, byś skończyła w jednym z lochów, wyciągana jak narzędzie, gdy będziesz potrzebna, lub z pieczęcią posłuszeństwa... Dziś... Dziś to dopiero przedsmak, lepiej się przyzwyczajaj. Już!

Zaklęcie pociągnęło mnie w tył, za czerwoną linię. Spróbowałam złapać się Egnis, objęłam ją, zaklęcie pociągnęło nas obie. Upadłyśmy poza granicą, a czarna mgła pojawiła się niemal natychmiast, wirując, zagęszczając się i odcinając nam drogę ucieczki.

– Ty! – wrzasnęła histerycznie Egnis, a w jej głosie zabrzmiało teraz coś nowego. Czysta panika.

Mgła rzuciła się na nas, a Egnis pociągnęła mnie tak, że ją przykrywałam. Nawet teraz...! 

– Wyczaruj jakiś ogień! – krzycząc to, stworzyłam tarczę, najlepszą, jaka dotąd mi się udała. Mgła zaczęła się przez nią przebijać, ale miałyśmy odrobinę czasu. Egnis dygotała jak ja przed paroma sekundami i teraz to ja musiałam ją pociągnąć do tej kreski na śniegu.

Tarcza słabła i całych moich talentów było potrzeba, by nie znikła przed czasem. Moja towarzyszka znała się na tym o wiele lepiej, ale teraz zachowywała się jak na wpół oszalała z lęku.

– Trzeba im pomóc! – krzyknął Ekir.

– Z tymi potworami?!

Tarcza nie wytrzymała o pół sekundy za wcześnie. Gdy lodowata mgła owinęła się wokół mojego ciała, rozpaczliwym susem rzuciłam się za linię. Przetoczyłam się po śniegu i wzięłam chrapliwy mimo wilgoci w zimnym powietrzu oddech. Uciekłam. Tyle, że za granicą kopuły ochronnej pozostała Egnis.

Ekir podbiegł do mnie i pomógł mi się podnieść.

– Spokojnie, już jesteś bezpieczna – powiedział, a ja starałam się nie zwracać uwagi na to, jaki jest cudownie ciepły, w dosłownym znaczeniu.

– Puścili cię? – wykrztusiłam.

– Jeden zwiał, drugiemu dałem radę.

Powietrze przeciął wrzask Egnis. Otoczyły ją mozeiry, wiła się i wrzeszczała, jakby ją obdzierały ze skóry. Potoczyła się po śniegu, ale tylko oddaliła się od granicy.

– Trzeba ją wyciągnąć! – Rozejrzałam się, Emmie i jeszcze jedna dziewczyna odsunęły się aż pod ścianę, a Javir gapił się na swoje dłonie. Reszta musiała uciec.

Ekir puścił mnie i podbiegł do pobliskiego drzewa. Nie zdołałam ustać i wylądowałam na czworakach. Chłopak sztyletem odciął solidną gałąź, po czym wrócił i wypchnął koniec tej ratunkowej liny w stronę Egnis. Musiał przykucnąć obok mnie, by była w stanie jej dosięgnąć. Nie złapała się jednak, teraz już leżąc bezwładnie.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now