Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 5)

148 21 9
                                    

Parę zakrętów dalej zatrzymałam się przy oknie. Rozejrzałam się – nikogo nie widziałam w pobliżu, do najbliższych klas było dość daleko.

Przysiadłam na parapecie i wyczarowałam powiew ciepła, który przemknął mi między rękoma i wokół szyi. Przymknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów, próbując sobie wyobrazić, że siedzę w bibliotece i nie mam żadnych, ale to żadnych problemów – może poza najbliższą lekcją magii praktycznej.

Wsunęłam dłonie w kieszenie i wyjrzałam przez okno. Śnieżyca nieco się uspokajała, ale i tak sypało całkiem solidnie. Na szybie zaczynały się już tworzyć wzory od mrozu, jakby pokrył ją kryształowy pierz. Posłałam moją smugę ciepła do jej powierzchni i już po paru sekundach mogłam się dokładniej przyjrzeć widokom. Zmarszczyłam czoło, dostrzegając przy czerwonej granicy grupkę ludzi. Jacyś badacze?

Przeszłam się korytarzem, aż dostrzegłam rude włosy i profil, który nawet z takiej odległości pasował dobrze tylko do jednej twarzy. Przyjrzałam się pospiesznie innym – to rzeczywiście była moja grupa, włącznie z nauczycielką od innych sił magicznych.

Gdybym się pospieszyła i wzięła jedną z dostępnych dla wszystkich kurtek, zamiast pójść wygrzebywać swoją z szafy, mogłabym nawet zdążyć i nikt by nie zauważył, że zrobiłam sobie przerwę między lekcjami... Od razu zbiegłam najbliższymi schodami piętro niżej, a potem do jednego z ważniejszych wyjść. Obok znajdował się składzik z cieplejszymi ubraniami, dostępnymi dla wszystkich – co prawda co lepsze okrycia zaraz znikały w pokojach, ale tym razem nie zamierzałam być wymagająca. Zadowoliłam się nieco za dużymi butami oraz czapką i nieco za małym, ale za to ciepłym płaszczem, po czym jak najszybciej wypadłam na zewnątrz.

Zimno zatrzymało mnie w progu. Natychmiast przypomniałam sobie nasze wyjście z podziemi... I to, jak krótki spacer się zakończył. Wzdrygnęłam się, czując uszczypnięcia mrozu na twarzy i dłoniach – nie pomyślałam o rękawiczkach. Syknęłam, próbując dotknąć lodowatej klamki. Przez chwilę chciałam wrócić, uciec do środka i udawać, że po prostu nie znalazłam mojej grupy, byłam w sali i gdy zastałam ją pustą, poszłam na następną lekcję. Potem dostrzegłam, jak ktoś do mnie macha. Leonie. Dzięki, dziewczyno.

Zmusiłam się, by dotykając dłużej klamki, zamknąć za sobą drzwi. Zaraz potem schowałam ręce w kieszeniach, na tyle, na ile mogłam – tak jak reszta płaszcza, okazały się przymałe. Podeszłam do grupy.

Pocieszył mnie fakt, że większość uczniów ma na sobie średnio dopasowane i średnie w ogóle ubrania i buty ze składzika. Pewnie większości nie chciało się tracić przerwy na sprint do pokoju po coś lepszego, ale całkiem nieźle wtapiałam się w tłum. Jedynie Egnis wyróżniała się w swoim granatowej, dopasowanej kurtce z ponaszywanymi przezroczystymi koralikami. Układały się one w charakterystyczne dla Andrii wzory. Zagapiłam się na moment na nie, gdy podchodziłam do klasy. Rozpoznałam typowe dla tego świata symbole dobroduszności, łagodności i cierpliwości – wyjątkowo pasowały do Egnis. Pewnie zwróciła tylko uwagę na fakt, że układają się w ładne kwiatki...

– No, no, wielka nieobecna raczyła się zjawić. – Dziewczyna powitała mnie kpiącym spojrzeniem. Natychmiast uciekłam wzrokiem od jej kurtki.

– Przepraszam za spóźnienie. Ćwiczenia z panem Petersonem trochę potrwały – zwróciłam się do nauczycielki, rozpaczliwie starając się, by nie zabrzmiało to jak ignorowanie Egnis.

– Oczywiście, że trochę potrwały. Spacery do biblioteki pewnie jeszcze dłużej... – Egnis wywróciła oczami. Emmie zachichotała.

– Dziewczęta, spokój – odezwała się od niechcenia nauczycielka. – Dziś omawiamy mozeiry, korzystając z tej wyjątkowej okazji. To wyjątkowo interesująca magiczna siła, w której niektórzy dopatrują się nawet pierwiastka zwierzęcego.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now