Rozdział 5 - Rozkaz rozmowy (cz. 3)

342 33 36
                                    

Początkowo szłyśmy wykopanym w ziemi tunelem, a stopy grzęzły nam w błocie. Po kilkunastu metrach ciągłego, ale powolnego spadku zaczął się korytarz. Wokół nas cisnęły się ciemne kamienie, jedynie najbliższe głaskało światło latarenki. Za każdą nierównością w jej zasięgu ciągnął się długi, chwiejny cień. Podłogę i ściany pokrywała srebrzysta patyna kurzu.

Pająk czekał na nas na pierwszych kamieniach. Gdy go dogoniłyśmy, pomknął do przodu. Poszłyśmy za nim, najpierw w przód, a po paru metrach w prawo. Nierówne schody prowadziły nas w dół, coraz niżej i niżej.

Kiedy po raz kolejny opuściłam stopę, z nieprzyjemnym zaskoczeniem natrafiłam na grunt. Zrobiłam ostrożnie dwa kroki i spojrzałam w tył – blada twarz Noelle wyróżniała się w mroku korytarza. Rozejrzałam się. Ledwo widziałam schody i ścianę wokół nich, reszta podziemnej komnaty ginęła w mroku, wraz z sklepieniem.

– Możesz wyczarować mocniejsze światło? – mój szept wydawał mi się teraz głośny niczym krzyk.

– Nie...

Coś w ciemności nad nami poruszyło się, a Noelle uniosła latarenkę w górę, wyciągając rękę najmocniej, jak potrafiła.

Nad nami spały setki nietoperzy. Jednak po chwili pojęłam, że nie są to zwykłe zwierzęta – złote wzory, pokrywające ich skrzydła, wiły się lekko, zawijasy skręcały się i prostowały jak węże, krążące po legowisku.

Nagle w oddali zauważyłam miękkie światło. Pierwsze, niezbyt miłe skojarzenie, dotyczyło światełka w tunelu, ale po chwili rozpoznałam w oddali znajomą sylwetkę. Tej liczby kończyn nie dało się pomylić.

Podbiegłyśmy do Pajęczarki. Dwa kroki przed nią przystanęłam, Noelle też. Cały bok naszej sojuszniczki pokryty był bandażami, które wyglądały na utkane z pajęczyny. Zbrązowiały już od krwi. Twarz miała podrapaną, podobnie wszystkie cztery ręce, ciemne włosy splątane w kołtuny.

– Co się stało? – spytałam wstrząśnięta. Przysunęłam się, gotowa pomóc, jeśli byłaby potrzeba.

– Isolinye. Nic poważnego, ale tylko na razie – odpowiedziała. – Przynajmniej mam pewność, że nie przeszkodzi nam w rozmowie.

– Co? – spytała teraz Noelle, podchodząc krok bliżej.

– Wilk – odpowiedziałam chórem z Pajęczarką.

– Czyli już go widziałyście? Z pewnością należy do jakiejś łowczyni, być może jest nią, jeśli to zmiennokształtna. Mieliśmy z takimi do czynienia jeszcze przed Noktrinami. Czarodzieje polują na wszystkich pozostałych, umysłowe istoty na dzikie, na dzikie zwierzęce polują nawet inne dzikie, a czasem ktoś wymyśli nowy podział, by się usprawiedliwić. Nie potrzebowaliśmy Noktrinów do walk – zakończyła ponurym tonem. – Ale czyjkolwiek jest ten wilk, mało brakowało.

Wyglądała tak bezradnie, że nie potrafiłam inaczej. Podeszłam i przytuliłam ją lekko. Noelle dołączyła się prawie natychmiast.

– Kochane jesteście – powiedziała cicho.

– Dlaczego nas tu wezwałaś? – spytałam, wysuwając się z podwójnych objęć.

– Ten wilk oznacza, że Noktrini sięgają po naprawdę ciężką broń w walce z nami, są gotowi nawet wynająć kogoś z zewnątrz. Kogoś dobrego... Tym razem sobie poradziłam, ale następnym razem może się nie udać.

Jakby coś ścisnęło mnie za gardło. Choć spotykałam Pajęczarkę ledwie trzeci raz, a pierwszy nawet trudno liczyć, choć nie znałam jej imienia, nie wyobrażałam sobie dalszego trwania wśród tych wszystkich wydarzeń w Setrionne bez jej czasem słabszego niż się spodziewałam, ale spokojnego i pewnego wsparcia.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now