Rozdział 13 - Pierwowzór (cz. 5)

69 12 5
                                    

Noelle podejrzewała, że właśnie robi największy błąd swojego życia. Gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział jej, że będzie szła potulnie i dobrowolnie do gabinetu Erinne Semrei w towarzystwie jej rodzonego syna, to by go z pewnością wyśmiała.

Czuła, że ciało ma napięte niczym postronki. Przygotowywała się już na pułapkę, nie tę, którą Ekir zapowiadał, ale taką, której byłby częścią. Na fintę w fincie. Nie potrafiła mu tak po prostu zaufać, nie po tym wszystkim, co się stało z jego udziałem. Nawet, jeśli skrzydła i wzór serca mówiły, że może mu ufać.

Szli kolejnym pustym korytarzem. Przynajmniej tyle. Jeszcze tylko walczących brakowało.

– Noelle? – odezwał się nagle Ekir.

– Tak? – spytała dziewczyna, oschlej, niż chciała. – O co chodzi? – dodała nieco cieplejszym tonem, licząc, że zatrze to pierwsze wrażenie.

– Skoro akurat jest moment, a nie wiadomo, co będzie potem... Przepraszam za to, co się stało w kryjówce buntowników. I w sumie za inne... Inne podobne momenty, choć podejrzewam, że tam było najgorzej.

– Nie tylko mnie powinieneś przepraszać – mruknęła.

– Nie tylko ciebie, wiem. Ale niestety, parę spraw utrudnia mi spokojną rozmowę z resztą. – Ekir machnął ręką i akurat jakieś zaklęcie uderzyło w okno, rozbijając szybę.

Noelle pisnęła, i rzuciła się do tyłu, pociągając za sobą chłopaka. Na szczęście nic nie wpadło do pomieszczenia przez dziurę w oknie.

– Uff – westchnęła.

Ekir ostrożnie wyjrzał przez pokruszone szkło.

– To chyba atak z dość daleka. Pewnie chybione zaklęcie lub coś podobnego.

Ruszyli dalej. Za kolejnym zakrętem Noelle zamarła, widząc, że walczy tam ze sobą grupka Noktrinów i Cisowych. Na szczęście robili to na tyle zajadle, że nawet ich nie zauważyli. Ekir pociągnął ją, i nim zdążyła znaleźć sposób na zaprotestowanie, który nie zwróciłby ich uwagi, przemknęli bokiem.

– Przypominam, że to ty tutaj umiesz się skradać – prychnęła, jak już się przedostali.

– Czasem wystarczy wybrać odpowiedni moment – Ekir uśmiechnął się lekko. – Spokojnie, już po sprawie.

– Jestem spokojna! – prychnęła Noelle, po czym obróciła się. A co, jeśli tamci usłyszeli?

– W każdym razie, już prawie jesteśmy.

Noelle serce zdołało jeszcze bardziej przyspieszyć. Przełknęła lepką ślinę. Zaraz powinna władować się prosto w pułapkę. Może Keri miała rację i lepiej było uciekać? Być może w tej chwili byliby już poza granicami Setrionne, bez yangiena, zostawiając za sobą niewykorzystane okazje, długi i stracone szanse – ale bezpieczni. Noelle uświadomiła sobie, że gdyby teraz uczestniczyła w dyskusji sprzed kilku sekund, to poparłaby Keri.

Westchnęła. Nie ma co się zamartwiać podjętymi decyzjami, nie w takim momencie, gdy powinna raczej wypatrywać potencjalnego ataku.

Doszli pod drzwi gabinetu Erinne. Noelle uświadomiła sobie, że nigdy ich nie widziała, nigdy nawet tędy nie przechodziła. Drzwi wyróżniały się spośród innych klamką – złotą, w kształcie wygiętego skrzydła. Noelle uświadomiła sobie, że to skrzydło łabędzia.

W pierwszej chwili sprawiło to, że poczuła gulę w gardle. Dopiero w następnej przypomniała sobie, że przecież już Stilla jako uczennica Erinne badała znaki duszy. Możliwe, że to stąd ta klamka. Albo to najzwyklejszy przypadek.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now