Rozdział 9 - Rozgrzane zimno (cz. 1)

161 23 52
                                    

W pierwszej chwili oślepiła nas jasność, ale tego się spodziewaliśmy po takim czasie spędzonym pod ziemią. W drugiej zaatakował nas chłodny powiew, przenikając ciała na wskroś. A w trzeciej zdołaliśmy zobaczyć, co kryje się za drzwiami. Stałam z tyłu, więc całkiem dobrze widziałam, jak Ekir zamiera, przez Noelle przebiega dreszcz, a Deirowi opada szczęka. Ja sama pospiesznie oparłam się o ścianę, nagle przeświadczona, że to jakiś dziwaczny sen.

Śnieg. Całą okolicę za drzwiami pokrywał śnieg. Polana była znajoma, niedaleko zamku, choć już w lesie, wiele razy ją odwiedzaliśmy. Ale ostatnio, jakieś dwa tygodnie temu, pokrywała ją trawa i przydeptana łąkowa roślinność, a nie migotliwa biel, złożona z milionów drobniutkich kryształków. Liście dopiero nabierały ciepłych barw, może pokrywał je nocą srebrzysty szron, ale nie śnieg. Z pewnością nawet o tej porze nie zwisały z nich sople, niczym przezroczyste zęby, które wysunęły się z brązowych, chropawych dziąseł. Zęby czyhających potworów... Wzdrygnęłam się i cofnęłam o krok. 

– Czy my na pewno jesteśmy nadal w naszej zakładce? – spytała Noelle.

– Tak, to przecież ta polana przy południowym wyjściu – odparłam.

Ekir przymknął drzwi, tak, że już tylko odrobina światła przeciskała się przez szparę.

– Na pewno tam idziemy? – spytał. – Nie podoba mi się ta nagła zima.

– Zdecydowanie coś przegapiliśmy – stwierdził Deir.

– Stąd jest całkiem blisko do zamku – przypomniałam. – A gdy my będziemy zwlekać, sytuacja może się jeszcze bardziej pogorszyć. No, i ciężej będzie wyjaśnić to, dlaczego tak długo wytrzymaliśmy w tych tunelach.

– Racja – zgodził się ze mną Deir. – Idziemy?

– Idziemy – odezwała się Noelle.

Ekir otworzył drzwi. Przez ułamek sekundy liczyłam, że za nimi znów będzie złocista, wczesna jesień. Ale nie, śnieg nadal lśnił miriadami iskierek, sople celowały ostrymi czubkami w ziemię, a gałęzie uginały się lekko pod dodatkowym ciężarem. Ostre światło nieokrytego najmniejszą chmurką słońca rozświetlało całą okolicę.

Powoli wyszliśmy, jedno po drugim. Spojrzałam na siebie – z tej strony drzwi były zupełnie niewidoczne. Zagięcie Zakładki... Dotknęłam ich z strony, która zdawała się nie istnieć, i wyczułam gładką powierzchnię, która przy ruchach na bok zdawała się nie stawiać żadnego oporu, jakby była wysmarowana masłem. Pewnie gdy zamknę za sobą drzwi, nie wyczuję już nic, ponieważ da się przejść tylko w jedną stronę.

– Jak na razie nie rzucił się na nas żaden demoniczny miś polarny – powiedział udawanie wesołym głosem Deir. – Ale lepiej szybko wracajmy do zamku.

Ekir ruszył pewnie, widziałam, że stara się przejąć dowodzenie. Śnieg nie był głęboki, nie utrudniał zbytnio ruchów, lecz zupełnie nie przygotowaliśmy się do chodzenia na zewnątrz przy zimowej pogodzie. Już po paru krokach czułam, że mam mokro w butach, zimne powietrze osiadało mi w płucach kamieniem, a ręce zdawały się aż gorące z mrozu. Nie wyszliśmy na byle przymrozek. Trafiliśmy w sam środek prawdziwej, ostrej, bezlitosnej zimy. Doszliśmy ledwie do środka polany, a ja ledwie zmuszałam się do chodzenia.

– Szkoda, że Ilay nas nie uprzedziła. Pogodę chyba powinna znać, to dość podstawowa sprawa, no nie? – odezwał się Ekir.

Cóż, Ilay nie wiedziała wielu rzeczy. Gdy rozmawiałyśmy, próbowałam wypytywać ją jeszcze o różne sprawy, których nie zdradziła nam wszystkich. Odpowiadała prawie tylko „nie wiem" i „nie wiem".

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now