Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 5)

157 20 19
                                    

Spacerowałam między półkami archiwum, podłapując pojedyncze tytuły spośród całych ścian wyrazów. Od lat nie przeżywałam tego uczucia, oswajania nowej biblioteki, i choć wiedziałam, że nie mam szans jej dobrze poznać, to chciałam zobaczyć tyle, ile tylko mogłam.

Ilay zajęła się poszukiwaniami czegoś o znakach, ale dowiedziałam się od niej jeszcze, gdzie mogę szukać informacji na temat yangiena. Dwie z trzech książek już przejrzałam i nie znalazłam nic, czego bym nie wiedziała od Petersona. Pozostała mi trzecia, ta sama, którą przeglądałam w szkole, więc nie wiązałam z nią większych nadziei.

Przeszłam jeszcze kawałek, błądząc i odnalazłam zakręt, o którym Ilay wspominała. Okazja sama nakazywała zająć się ostatnią z książek. Ruszyłam odpowiednim rozwidleniem, odnalazłam odpowiednią tematykę i wśród różnobarwnych opraw, przypominających upchnięte na grzędzie rajskie ptaki, wypatrzyłam właściwy tom. Obok pyszniły się złocone zawijasy na grzbietach „Prawd o nad myślą panowaniem", „Pośrednich form magii żywiołowej" i „Splecenia mocy ziemi i wody w magii roślin".

Powstrzymałam się i sięgnęłam po tę książkę, po którą tutaj przyszłam. Bez trudu odnalazłam rozdzialik o yangienie i jego nieocenzurowaną w tej wersji część.

Atoli władczość nad mocą yangiena skutki swe niepożądane przywieść może wobec strażnika, gdy ten zbyt wiele mocy wykorzystać pragnie. Granica w różnym miejscu być może, zależnie od indywidualnej siły powiernika artefaktu, różne też jej objawy, lecz dziwy wszelkie i osłabienia należy zauważać skrzętnie i wystrzegać się ich bacznie, a najlepszym jest, gdy yangien tylko w najpotrzebniejszych przypadkach służy. Niedopatrzenie tychże reguł może skończyć się skrajnie dla organizmu strażnika, który kontakt z wynikającą z przeciwstawnych natur siłą rozstroić może i zniszczyć w wypadkach najgorszych.

Natychmiast przypomniałam sobie moje omdlenie po walce ze smokiem. Cóż, tym się przejęli... Ale nie mieli oporów, by niedługo potem ciągnąć mnie na kolejną wyprawę. Peterson nic nie wspominał o tym, bym uważała z yangienem.

Zacisnęłam palce na brzegach książki. Kroczyłam po linie, cały czas łaziłam po linie nad przepaścią i nawet nikt mnie o tym nie poinformował. To by przecież opłaciło się obu stronom, gdybym przeholowała przy czymś błahym... Ale mogłabym się też wystraszyć.

Spróbowałam sobie wyobrazić, jaka dla nich – Klanu, Noktrinów, pewnie jeszcze istniało parę innych nazw – byłam. Od razu pomyślałam o mojej pierwszej rozmowie ze Stillą. Zobaczyła wystraszoną dziewczynkę, zwykle kryjąca się po kątach za książką, teraz roztrzęsioną, w umorusanej koszuli. Lepiej zaryzykować tym, że przedobrzy, niż mieć niemal pewność, że przerazi się jeszcze swojej mocy i nie wykorzysta jej w takiej sile, jakiej wymaga potrzeba.

Zamknęłam tom i oparłam się o półkę, przykładając głowę do pokrytych tłoczeniami grzbietów książek. Peterson, choć on powinien mi powiedzieć. Momentami naprawdę wydawał się mnie lubić...

Poprawka – wystraszona, naiwna do bólu dziewczynka. Wtedy i teraz.

– Elise?

Poruszyłam się i oczywiście rąbnęłam czołem o książki. Odskoczyłam i syknęłam, rozcierając obolałe miejsce.

– Nic ci nie jest? – spytał Ekir. Z pewną irytacją odnotowałam, że ma całkiem przyjemny głos, gdy tak się niepokoi.

– Nie. Wbijam sobie tylko wiedzę do głowy – palnęłam, a z braku foteli w okolicy znów oparłam się o podstępną półkę.

Zerknęłam na Ekira. Pewnie rozważał, czy w takiej sytuacji należy się śmiać.

– Zamierzasz tu tak stać? – spytałam burkliwie.

Akademia SetrionneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz