Rozdział 10 - Wyznania i wyzwania (cz. 5)

183 22 10
                                    

– Wcześniej pewnie ciężko było to zauważyć, ale przyjaźnimy się z Egnis. Prawda?

– Od dzieciaka – zaśmiała się dziewczyna.

– Nie mam ochoty tego zepsuć. – Poczułam, że przytrzymuje mnie pewniej.

Zapadła cisza. Słyszałam jedynie swój oddech i kroki Egnis. Wciąż opierałam się o Ekira, mimo że miałam wrażenie, że plecy od tego mi płoną. Przyjaźnimy się?! Nie mam ochoty tego zepsuć?!

Starałam się przypomnieć całą ich rozmowę wczoraj... Rzeczywiście, nie rozmawiali jak zupełnie obcy ludzie. Nie było żadnego „ktoś ty", a nawet zawahania. Ale przyjaźń od dziecka? Na to też nie wyglądało. Za łatwo Egnis zaatakowała Ekira. Ekir... Wtedy próbował mnie bronić, a nie się z nią dogadać.

Co się przez jeden dzień stało? Co tu się działo? Zakręciło mi się głowie.

– Groziłeś przyjaciółce? – Już nie starałam się obracać. I tak Ekir unikał mojego spojrzenia.

– Bałem się, że wszyscy będziemy mieli kłopoty, jeśli coś ci się stanie – przypomniał.

– Wystarczyło, że wyjaśniłam, że nic ci nie jest od tych czterech lat. Od razu się uspokoił. – dodała Egnis. Chyba wymienili porozumiewawcze spojrzenia nad moją głową.

Fakt, to Egnis powiedziała wszystko inne. Ekir tylko powtarzał, że jestem cenna i inne podobne rzeczy. Zabolało, gdy to do mnie dotarło.

– A... – zaczęłam i urwałam. „Co tak naprawdę o mnie myślisz?", chciałam powiedzieć, ale wtedy dopiero Egnis by się ubawiła.

– Odrobina litości, chyba tyle, nic poważnego. – Jakoś zgadł, co miałam na myśli.

Egnis jeszcze raz się zaśmiała.

– Skoro tak ci się zwierzamy, to przyznam, że chyba byłam odrobinę zazdrosna. Ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jej radość mnie lekko przerażała.

– Fakt – przyznał Ekir.

– Wybaczyłeś jej? – wymamrotałam. Odsunęłam się od niego. Miałam nadzieję, że zdołam ustać.

– Wybaczyliśmy sobie. Narobiliśmy głupst z błahego powodu, racja? – spytał Ekir.

– Pełna racja. I starczy już tłumaczeń.

„Błahego powodu" też zabolało. Może to wszystko kłamstwa? Może Egnis zaszantażowała Ekira czymś naprawdę paskudnym, tak, aby zranić nas oboje.

Naiwna. Przypomniało mi się, jak Ekir groził Deirowi, a potem Ilay. Dotrzymał słowa i na tyle byłoby jego szlachetności. Poza tym tylko ratował własną skórę, a do mnie miał tę odrobinę litości, którą poczytywałam za coś więcej. Tak samo, jak z Petersonem. Ojciec, syn, błędy popełniałam przy nich te same.

– To co teraz? – spytał Ekir.

Przesunęłam palcami, udało mi się znaleźć ułożenie, w których dotykały sznura. Przymknęłam oczy, starając się, aby to wyglądało na zwykłe zmęczenie. Płomień przesunął się po skórze i więzach. Parzył, ale nie tak mocno, jak czary Egnis, a sznur chyba się przepalał.

Przepalał się jednak powoli. Potrzebowałam czasu, szkoda, że tyle go zmarnowałam na godzenie się z faktami.

Egnis podeszła do jednej z umywalek. Przekręciła kurek, chlusnęła cienką strugą lekko brązowawa woda – oczywiście, jakby wszystkiego było mało, kanalizacja znów niedomagała. Wspaniale.

– Parę razy już to robiliśmy. Bez obaw, nie utopimy jej. – Oczy dziewczyny błyszczały.

Płomień na końcu palców zgasł. Z trudem wznieciłam znowu ten niewielki ogień, ale w pierwszej chwili poparzyłam sobie grzbiet dłoni. Ręce mi drżały, cała drżałam. Jak na czarodziejkę ognia całkiem nieźle znosiłam kontakty z wodą, to zimno zawsze stanowiło mój słaby punkt. Ale „całkiem nieźle" nie oznaczało, że podtapianie zamieniało się w relaksującą kąpiel.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now