Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 4)

168 26 27
                                    

Rozglądałam się po niewielkiej komnacie, idealnie okrągłej. W kamiennych ścianach nie było drzwi, jedynie cienka szparka okna, przez którą nie przedostałoby się nawet najmniejsze dziecko. W pomieszczeniu znajdowało się tylko łóżko i niewielki stolik obok. W łóżku spała dziewczyna, wyglądająca na góra dwadzieścia lat. Szybko przeliczyłam. Trzydzieści pięć, ale szesnaście się praktycznie nie liczy... Ledwie dziewiętnaście. Moel. Ewidentnie. Proste blond włosy opadały na poduszkę, jedna ręka zsunęła się z łóżka.

Noelle już podeszła do okna, Deir rozglądał się po ścianach, a Ekir wbił wzrok w deski podłogi.

– To ta wieża obok lewego skrzydła, trzecia pod kątem wielkości – oceniła Noelle.

– A tu jest klapa! – ogłosił Ekir, próbując pociągnąć za przyczepione do niej kółko. Dłoń przeszła mu przez nie jak mgła.

Ja dalej przyglądałam się dziewczynie. Obeszłam ją dookoła. Wzdrygnęłam się na widok łańcucha, którym przykuto jej rękę do ściany. Na drugiej dłoni miała już tylko obręcz, szklaną. Zapewne wyrób Stilli... Okrutnie.

– Niezłe zabezpieczenia – mruknął Deir.

Podeszłam do Moel, przykucnęłam, by spojrzeć jej w twarz. Tak, to był mój duch.

– To tylko zdrajczyni – odezwał się Ekir, cicho, do siebie, spoglądając na twarz dziewczyny. 

Ta otworzyła oczy. Jęknęła słabo, wpatrując się w nas niewidzącym wzrokiem, po czym znów przymknęła powieki. Poruszyła lekko ręką, skrzywiła się, po czym znieruchomiała, a jej twarz wygładziła się. Po kilku sekundach znów oddychała równo, wyraźnie zasnęła ponownie. Wymieniliśmy spojrzenia, na ten moment wszyscy zamarliśmy.

– Tak nie działa uśpienie, prawda? Ani to wasze, ani zwykłe zaklęcia usypiające – odezwałam się cicho.

– Nie. – Ekir pokręcił głową. Jego twarz już znikała w mroku.


Ciemność próbowała się podkraść do ogniska, lecz kolejne języki ognia i iskry umykające w niebo odstraszały ją poza wąski krąg jasności. Na jego brzegu siedział mężczyzna – zgarbiona postać, która zdawała się składać tylko z gęstych włosów na głowie i brodzie oraz grubej derki, okrywającej całe ciało.

– Przemiły piknik – skomentowała Noelle.

– Tu chyba jest zimno – stwierdził Deir, odchodząc trochę od ogniska. – Są drzewa, ale na gałęziach nie ma liści.

Zrobiłam kilka kroków w las. Poskręcane konary poruszały się lekko w podmuchach wiatru, którego nie wyczuwałam, a przez stopy przenikała mi trawa wraz z mchem. Dostrzegłam jaśniejszą plamę gdzieś z lewej. Podeszłam i poczułam, jak żołądek zaciska mi się w supeł. Oczy już przyzwyczajały mi się do ciemności, dostrzegałam coraz więcej szczegółów – spiralę rogu, kawałki nocy – oczy, lśnienie śnieżnobiałej sierści. Jednorożec, wyjątkowy okaz wedle ksiąg, które kiedyś przeglądałam.

Spojrzał w moją stronę i naprawdę nie byłam pewna, czy tylko przypadkiem patrzy w tę stronę, czy za nic ma zasady spójności czasoprzestrzeni i właśnie się na mnie gapi.

Przez chwilę chciałam powiadomić resztę, ale coś mi nie pozwalało. Chciałam, aby nic nie zakłóciło tego spotkania. Do tego powiadamianie Ekira mogło być średnim pomysłem, o ile chciałam, by Keron zdołał przetrwać i kiedyś, być może, wszystko mi wyjaśnić.

Wróciłam do ogniska, gdzie żarzące się kawałki drewna okalała czerwonopomarańczowa korona płomieni. Usiadłam obok mężczyzny, próbując spojrzeć mu w twarz. Zupełnie ginęła w ciemności, ale raz w końcu padł na nią złotawy blask – miał wyraziste, narysowane grubą kreską rysy, spore usta i nos oraz ukryte prawie pod krzaczastymi brwiami oczy – piwnej barwy paciorki.

Akademia SetrionneTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon