Rozdział 11 - Korzenie, pień, liście (cz. 8)

111 16 15
                                    

„Drogi..." Nie, drogi lepiej sobie odpuścić, tak jak on, starczy samo imię. „Ekirze"? Czy może lepiej bez odmiany? Mogłabym ją ominąć, starając się skupić na tej części czaromowy, którą odbierałam jako angielski, i zdać się na decyzję intuicji lub magii, zależnie od wybranej teorii o czaromowie.

Z drugiej strony, lepiej chyba było mieć pełną kontrolę nad takimi drobiazgami. Nie ma co przed nimi uciekać.

Tak więc: „Ekirze. Dziękuję Ci za list. Doceniam Twoją szczerość. To, co stało się z udziałem Egnis..."

Zagryzłam wargę. Co chciałam właściwie napisać o tym incydencie? Zraniłeś mnie, ale rozumiem i wybaczam? To bolało, ale teraz wiem, że oszukałeś ją, a nie mnie? Mam nadzieję, że kolano za bardzo nie boli?

Parsknęłam histerycznym śmiechem. Na pewno nie to ostatnie.

„To, co się stało z udziałem Egnis bolało, ale kiedy wiem, że raczej ją oszukałeś, czuję się nieco lepiej".

Nie, nie, nie. Nie chcę przecież wypaść na zazdrosną zołzę, która cieszy się, że ktoś inny jest bardziej od niej poszkodowany.

„To, co się stało przy udziale Egnis bolało, ale świadomość, że tak naprawdę chciałeś mi pomóc, jest pocieszająca"

Lepiej, ale to nadal nie to. Na bezradne dziewczątko, uzależnione od działań swego rycerza na białym koniu też nie zamierzałam wyjść. W ogóle to stwierdzenie, że bolało... Ślepy nie jest, na pewno zauważył, jaka byłam przerażona. Nie warto roztrząsać sprawy.

„Ekirze. Dziękuję Ci za list, doceniam Twoją szczerość. Teraz lepiej rozumiem wiele spraw. Jeszcze mnie to trochę przytłacza, ale..."

Ale co? Kiedyś się z tym pogodzę, o ile nie skończę w lochach pod zamkiem lub jakimś podobnym miejscu, bo wtedy może być ciężej?

A jeszcze najlepiej byłoby napisać odpowiedź tak, aby przyłapanie mnie na przykazaniu jej przez Klan nie wpędziło Ekira w kłopoty. Jęknęłam, obracając się raz jeszcze na posłaniu. Zdecydowanie wolałam czytanie, pisanie sprawiało zbyt wiele dylematów. Przy czytaniu miałam pewność, jedną jedyną prawidłową wersję zdania – pisząc, obracałam się w gąszczu wariantów, alternatyw i dróg, którymi dało się podążyć, próbując uchwycić myśl, która potem i tak wybrzmi zniekształcona.

Może spróbujmy od początku...

„Ekirze. Chciałabym Ci podziękować za list, doceniam Twoją szczerość. Spotkajmy się jutro o szesnastej, za wnęką z rzeźbą trójokiego gargulca w korytarzu piętro poniżej tego, w którym jest wejście do biblioteki, znajduje się wejście do tajnego pomieszczenia. Musimy porozmawiać. Elise"

Zagryzłam wargę. Mogłabym się do czegoś takiego ograniczyć, krótkiej, informatywnej notatki. Ale nie chciałam. Pragnęłam jakoś odwdzięczyć się szczerością za szczerość, zaufaniem za zaufaniem, a tego w tych paru zdaniach nie widziałam.

Skoro tak, powinnam nie planować, tylko napisać to, co mi pierwsze przyjdzie do głowy, gdy tylko będę mogła. Nieplanowane wyznania w zamian za nieplanowane wyznania. No, przynajmniej w miarę nieplanowane wyznania.

Podjąwszy decyzję, wstałam. Tylko odsunęłam konieczność szukania właściwych słów na później, niby odetchnęłam dzięki temu z ulgą, ale nadal czułam podskórną nerwowość, jakby drobne dreszcze przebiegały mi po ciele. Splotłam palce, starając się opanować emocje. Odetchnęłam głębiej.

Co się ze mną dzieje? Co... Co ja właściwie do tego chłopaka czuję? Cóż, wychodziło na to, że był... Całkiem miły. Całkiem... Odważny. 

I zagubiony. Jak ja.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now